~ Wygodnie… - pomyślałem.
Otworzyłem powoli oczy i zobaczyłem w swoich łapach ogon Azzai która wtulona we mnie smacznie spała. Co się stało? Spojrzałem lekko zdziwiony na śpiącą. Powstałem ostrożnie, aby jej nie wybudzić. Powędrowałem w kierunku wyjścia z jaskini. Coś było nie tak, w powietrzu wręcz wyczuwalny był smród czegoś obcego, ani trochę nie przypominającego wilka. Smród kłopotów. Wyszedłem i rozejrzałem się ostrożnie. Gdzieś z niedaleka zobaczyłem obcą, czarną postać z której pyska sączyła się krew, a ślepia przeszywały na wskroś. Popędziłem szybko do Azzai i potrząsnąłem nią, aby się obudziła.
- Co się znowu stało Pawianie! – podskoczyła jak oparzona. – Jak śmiesz mnie budzić!
- Azzai jest źle! Szybko! – krzyknąłem na nią, a ta spojrzała na mnie pytająco.
Nie było czasu na wyjaśnienia. Musiałem działać, gdyż demoniczna postać nas zauważyła i poczęła zmierzać w naszą stronę. Wziąłem ją na grzbiet i wystrzeliłem jak petarda z jaskini.
- Co ty do cho*ery robisz?!
- Chcesz, abym Cię tam zostawił?! – pędziłem jak tylko się da.
- Masz mnie odstawić i wyjaśnić, co w Ciebie wstąpiło!
- Demon.
- Co?
- Demon po nas szedł. Nie było czasu.
- O czym ty mówisz? – Szczurek walnął mnie w grzbiet.
Czy ta wadera naprawdę musi mi tak działać na nerwy?! Niech się lepiej zamknie, bo jeszcze ją zostawię i niech radzi sobie sama. W pewnym momencie pisnęła i wtuliła się w mój grzbiet. Zobaczyliśmy kilka demonów biegnących za nami. Cho*ery. Skręciłem z bok, gdyż z naprzeciwka i z prawej nadchodziły kolejne.
- Chin… - łzy spłynęły po jej policzkach. – Co jeśli nie przeżyjemy.
Pierwszy raz powiedziała do mnie po imieniu. Pamiętna chwila. Ale nie jestem pewny czy nie ostatnia, bo demony zapędziły nas w kozi róg, nawet nie miałem szansy odlecieć, ponieważ niektóre z nich się unosiły w powietrzu. Wadera zeszła mi z grzbietu. Osłoniłem ją. Przytuliła się do mnie.
- Chin. – wtuliła się jeszcze mocniej. – Daj spokój, to jest zbędne. I tak nie dasz im rady.
- Azzai… nie chce, żebyś zginęła. Jesteś kimś ważnym dla mnie. – sam nie wiedziałem czemu to mówię. Pewnie przyciśnięty momentem bliskiej śmierci, słowa szczerości same nasuwały mi się na język. Ale dlaczego? Ta wadera przecież… mnie nienawidzi. Popatrzyła na mnie zdziwiona, po czym znowu mnie ścisnęła.
- Ja też nie chcę twojej śmierci. Przecież gdyby tak nie było, już dawno zostawiłabym Cię na pastwę losu po walce z niedźwiedziem.
Wstyd się przyznać ale moje oczy też zaszkliły się na te słowa. Objąłem waderę czule. Potwory zbliżały się coraz bliżej. Zasłoniłem Szczurkowi oczy, aby nie widziały, tego, co zaraz się odbędzie.
- Azzai. Dziękuję. Dziękuję za wszystko. – szepnąłem jej do ucha. Sterczeliśmy przytuleni, czekając na dalsze zdarzenia.
- Dziękuję, że mnie zauważyłeś. – łykała słone łzy.
Demony naraz rzuciły się na nas bez ostrzeżenia. Poczułem okropny ból, po czym zasnąłem i już nigdy więcej się nie obudziłem.
Dziękuję Azzai za wspólną przygodę na tej watasze. Teraz ich dzieje odejdą w niepamięć, a razem będą mogli cieszyć się w niebie ( i na innej watasze xd).