Usiadłem na chmurze i otworzyłem swój zeszyt. chwyciłem za ołówek i słowa mimo mojej woli zaczęły przenosić się na papier.
Każdego dnia w watasze pojawiają się nowe wilki. Jeszcze tak niedawno byłem tu sam. Teraz jest nas wiele. Pierwsza pojawiła się Sila. Jej blask niebieskich oczu mnie paraliżuje. Nale to nie grawitacja trzyma mnie przy ziemi, tylko ona. Wszystko inne przestaje być ważne. Czy to możliwe? Czyżbym po czterech latach życia w samotności się zakochał? Czy taka miłość ma jakieś szanse? A nawet jeśli, to czy tak cudowna wadera jak ona zechce mnie?
Zatrzasnąłem gruby zeszyt i rzuciłem ołówkiem gdzieś w dal. Spojrzałem się zimno na jakąś waderę na dole. Nawet nie znałem jej imienia. W mojej głowie utkwiła Silevera.
- Roksiu? - usłyszałem głos z dołu.
To była ona. Wciągnąłem świeże powietrze do płuc i szybko je wypuściłem. Zeskoczyłem w dół. Gdy znalazłem się tuż nad ziemią zawisłem w powietrzu kilka centymetrów nad gruntem.
- Tak? - zwróciłem się do niej.
- Dziś walentynki. - powiedziała z małym uśmiechem.
- Tak, wiesz... choć ze mą.
Poprowadziłem ją do opuszczonej jaskini. Było w niej bardzo ciemno, a wokoło latało milion świetlików. Za pomocą telepatii przesłałem im co mają zrobić. Po paru sekundach utworzyły napis "kocham cię Sila".
Silevera?
Tak wiem, nie ma cię, ale nie mogłam zmarnować takiej okazji, prawda?
Tak wiem, nie ma cię, ale nie mogłam zmarnować takiej okazji, prawda?