Ciemność, wszędzie ciemność. Ciemne ściany, sufit podłoga, lub też ich brak... Stąpam delikatnie po kruchej podłodze stukając pazurami. Idę ciemnym tunelem. Wokół mnie masa demonów, które bezceowo próbują mnie zaatakować, a ja odbijamy ich uderzenia, które także mnie nieco ranią. Cały pokój spowijała gęsta mgła, która mocno zasłaniała wyjście. Gdy widzę światło przyspieszam. Mój oddech jest gorący, co odznacza para ulatująca nad moim nosem. Jest tu przerażająco zimno. Mimo iż biegnę, oddalam się od wyjścia. Nagle jeden z demonów mnie zabija...
Gwałtownie rzucam się na łóżku próbując się obudzić. Udaje m się to. Wstaje i rozciągam się jak tylko potrafię. W końcu ten głupi sen zniknął... Obym go nie urzeczywistniała... Westchnęłam i kierowała się do kuchni, gdzie nasypałam sobie płatków. Jako wrażliwa wadera miałam prawo se rozpłakać. Jeszcze nie panuje nad urzeczywitnianiem snu. Wymyka mi się to spod kontroli. Mogę zrobić to nieświadomie. Otarłam łzy, które spływały mi po policzkach. Otrząsnęłam się i wróciłam do obowiązków. Miałam dużo pracy...
Po skończonym sprzątaniu wstawiłam mięso i włączyłam moja ulubiona piosenkę. Próbowałam śpiewać ruszając tylko ustami, ale to pogarszało tylko moją sytuację... Dlaczego nie mogę śpiewać!? Znów zaczęłam płakać...