piątek, 24 marca 2017

Od Chinmoku CD. Azzai

Zacząłem powoli odzyskiwać świadomość. Głowa cholernie mnie bolała. Zalewała mnie na zmianę fala zimna i towarzyszące jej dreszcze, a raz fala gorąca. Otworzyłem delikatnie oczy. Chwila… czy to jaskinia Szczurka? Ah, no tak… sam do niej przyszedłem. Poczułem jakby coś, przykrywało mój grzbiet. Delikatnie uniosłem głowę, mimo bólu jaki mi to sprawiło, i zobaczyłem czyjś okrywający mnie ogon. Poprowadziłem swój wzrok za ogonem i ujrzałem śpiącego obok mnie Szczurka. Czy ona… zaopiekowała się mną? To kochane z jej strony. Spojrzałem na moje łapy, całe okryte były bandażami. Podobnie jak brzuch i czoło. Czułem jeszcze ból, ale na pewno nie tak wielki jak wcześniej. Spróbowałem wstać, ale nie udało mi się to, ze względu na dotkliwy ucisk w klatce piersiowej oraz bólu głowy.
- Chole** - mruknąłem do siebie.
- Maskonur? – wyszeptała, rozbudzająca się wadera.
Spojrzałem na nią. Wyglądała na zatroskaną.
- Ile już tak leżę?
- Dwie godziny.
Zamyśliłem się. Dwie godziny to dosyć długo… Musiałem nieźle oberwać.
- Musiałeś nieźle oberwać..
- Czytasz w myślach? – zdziwiłem się.
- N-nie, dlaczego? – sama też się zdziwiła.
Pokręciłem głową i znowu przeszył mnie ból. Zmarszczyłem brwi i syknąłem.
- Hey, wszystko dobrze? – zbliżyła się do mnie.
- Tak, tylko…
- Co Ci się stało? Pewnie znowu kogoś zaczepiałeś! Jak możesz być tak okrutny i złośliwy. Już naprawdę ja Ci nie wystarczam, tylko musisz dręczyć innych?!
- Czyżbyś była zazdrosna? – zapytałem zmulonym i obolałym głosem.
- Tylko jedno Ci w głowie. Idiota.
- Szczurek.
Wadera odwróciła ode mnie głowę obrażona. Pomyślałem, że nawet nie znam jej imienia. Śmieszna sytuacja. Ciekaw jestem, czy też zwróciła na to uwagę.
- Tak właściwie, to jak ty naprawdę masz na imię?
Zaskoczony wzrok wadery znowu spoczął na mnie.
- No tak, racja. Jeszcze nie znamy swoich imion. Jestem Azzai.
Hmm, ładnie.
- Chinmoku.
- Chinmoku?
Azzai parsknęła.
- Całkiem zabawne. – uśmiechnęła się delikatnie.
Odwzajemniłem ostrożnie uśmiech.
- Wracają, kto Ci to zrobił?
- Niedźwiedzica. – wbiłem wzrok w ścianę.
Tutaj waderę zamurowało. Wykrzywiła wzrok.
- Jak to niedźwiedzica?! Dałeś pobić się zwykłemu zwierzęciu?! Idiota!
- Nie miałem szans, zaatakowała mnie z zaskoczenia. – odparłem spokojnie.
- Czy ty masz w ogóle jakiś rozum?! Kim ty jesteś! Wilkiem czy małym, rasowym pieskiem! Mogłeś umrzeć! Jak to się skończyło, że jeszcze żyjesz….? – do oczu Azzai zaczęły napływać łzy.
Zdziwiłem się, widząc jej zaniepokojenie całą sprawą.
- Coś huknęło i wystraszyło ją…. – patrzyłem na waderę dużymi oczami.
- Całe szczęście! Gdyby nie to, ty byś… ty byś… - na jej polikach widoczne były spływające łzy. Obróciła się gwałtownie, plecami do mnie.
Wstałem ostrożnie i podszedłem bliżej płaczącej. Mimo bólu nie odpuściłem. Pierwszy raz ktoś się mną tak przejmuje. Położyłem swoją łapę na jej grzbiecie.
- Azzai..
- Daj mi spokój, puściły mi nerwy. Muszę się uspokoić…
Przytuliłem się do niej. Wyczułem drgnięcie jej ciała. Momentalnie wstrzymała łzy.
- Nie płacz. Nie jestem tego wart. Teraz po prostu się przytul, ponoć pomaga…. – moja twarz była bardzo poważna. Na moje policzki wpełzły delikatne rumieńce.
Azzai obróciła się i wtuliła się we mnie z płaczem. Pod wpływem nacisku jej ciała, znowu poczułem ból, ale to nie było w tej chwili ważne. Chociaż to mogę zrobić w podzięce za uratowanie mi życia.
- Dziękuję. – wyszeptałem jej do ucha.

Azzai? ;3