~ Silevera
czwartek, 27 kwietnia 2017
Zawieszenie
Zawieszam bloga. Muszę się zastanowić czy CHCĘ go dłużej prowadzić... Nie wiem, na jak długo.
poniedziałek, 17 kwietnia 2017
Odchodzą
Tym razem żegnamy dwa wilki - Azzai i Chinmoku. Będziemy o was pamiętać.
Powód: Śmierć
"Wszystko, co powiesz może być użyte przeciwko tobie"
Powód: Śmierć
"Wszystko, co powiesz może być użyte przeciwko tobie"
snow_body
"Śmiejesz się ze mnie bo jestem inny? Ja się śmieję z ciebie bo jesteś taki reszta"
niedziela, 16 kwietnia 2017
Od Chinmoku CD. Azzai
~ Wygodnie… - pomyślałem.
Otworzyłem powoli oczy i zobaczyłem w swoich łapach ogon Azzai która wtulona we mnie smacznie spała. Co się stało? Spojrzałem lekko zdziwiony na śpiącą. Powstałem ostrożnie, aby jej nie wybudzić. Powędrowałem w kierunku wyjścia z jaskini. Coś było nie tak, w powietrzu wręcz wyczuwalny był smród czegoś obcego, ani trochę nie przypominającego wilka. Smród kłopotów. Wyszedłem i rozejrzałem się ostrożnie. Gdzieś z niedaleka zobaczyłem obcą, czarną postać z której pyska sączyła się krew, a ślepia przeszywały na wskroś. Popędziłem szybko do Azzai i potrząsnąłem nią, aby się obudziła.
- Co się znowu stało Pawianie! – podskoczyła jak oparzona. – Jak śmiesz mnie budzić!
- Azzai jest źle! Szybko! – krzyknąłem na nią, a ta spojrzała na mnie pytająco.
Nie było czasu na wyjaśnienia. Musiałem działać, gdyż demoniczna postać nas zauważyła i poczęła zmierzać w naszą stronę. Wziąłem ją na grzbiet i wystrzeliłem jak petarda z jaskini.
- Co ty do cho*ery robisz?!
- Chcesz, abym Cię tam zostawił?! – pędziłem jak tylko się da.
- Masz mnie odstawić i wyjaśnić, co w Ciebie wstąpiło!
- Demon.
- Co?
- Demon po nas szedł. Nie było czasu.
- O czym ty mówisz? – Szczurek walnął mnie w grzbiet.
Czy ta wadera naprawdę musi mi tak działać na nerwy?! Niech się lepiej zamknie, bo jeszcze ją zostawię i niech radzi sobie sama. W pewnym momencie pisnęła i wtuliła się w mój grzbiet. Zobaczyliśmy kilka demonów biegnących za nami. Cho*ery. Skręciłem z bok, gdyż z naprzeciwka i z prawej nadchodziły kolejne.
- Chin… - łzy spłynęły po jej policzkach. – Co jeśli nie przeżyjemy.
Pierwszy raz powiedziała do mnie po imieniu. Pamiętna chwila. Ale nie jestem pewny czy nie ostatnia, bo demony zapędziły nas w kozi róg, nawet nie miałem szansy odlecieć, ponieważ niektóre z nich się unosiły w powietrzu. Wadera zeszła mi z grzbietu. Osłoniłem ją. Przytuliła się do mnie.
- Chin. – wtuliła się jeszcze mocniej. – Daj spokój, to jest zbędne. I tak nie dasz im rady.
- Azzai… nie chce, żebyś zginęła. Jesteś kimś ważnym dla mnie. – sam nie wiedziałem czemu to mówię. Pewnie przyciśnięty momentem bliskiej śmierci, słowa szczerości same nasuwały mi się na język. Ale dlaczego? Ta wadera przecież… mnie nienawidzi. Popatrzyła na mnie zdziwiona, po czym znowu mnie ścisnęła.
- Ja też nie chcę twojej śmierci. Przecież gdyby tak nie było, już dawno zostawiłabym Cię na pastwę losu po walce z niedźwiedziem.
Wstyd się przyznać ale moje oczy też zaszkliły się na te słowa. Objąłem waderę czule. Potwory zbliżały się coraz bliżej. Zasłoniłem Szczurkowi oczy, aby nie widziały, tego, co zaraz się odbędzie.
- Azzai. Dziękuję. Dziękuję za wszystko. – szepnąłem jej do ucha. Sterczeliśmy przytuleni, czekając na dalsze zdarzenia.
- Dziękuję, że mnie zauważyłeś. – łykała słone łzy.
Demony naraz rzuciły się na nas bez ostrzeżenia. Poczułem okropny ból, po czym zasnąłem i już nigdy więcej się nie obudziłem.
Dziękuję Azzai za wspólną przygodę na tej watasze. Teraz ich dzieje odejdą w niepamięć, a razem będą mogli cieszyć się w niebie ( i na innej watasze xd).
Otworzyłem powoli oczy i zobaczyłem w swoich łapach ogon Azzai która wtulona we mnie smacznie spała. Co się stało? Spojrzałem lekko zdziwiony na śpiącą. Powstałem ostrożnie, aby jej nie wybudzić. Powędrowałem w kierunku wyjścia z jaskini. Coś było nie tak, w powietrzu wręcz wyczuwalny był smród czegoś obcego, ani trochę nie przypominającego wilka. Smród kłopotów. Wyszedłem i rozejrzałem się ostrożnie. Gdzieś z niedaleka zobaczyłem obcą, czarną postać z której pyska sączyła się krew, a ślepia przeszywały na wskroś. Popędziłem szybko do Azzai i potrząsnąłem nią, aby się obudziła.
- Co się znowu stało Pawianie! – podskoczyła jak oparzona. – Jak śmiesz mnie budzić!
- Azzai jest źle! Szybko! – krzyknąłem na nią, a ta spojrzała na mnie pytająco.
Nie było czasu na wyjaśnienia. Musiałem działać, gdyż demoniczna postać nas zauważyła i poczęła zmierzać w naszą stronę. Wziąłem ją na grzbiet i wystrzeliłem jak petarda z jaskini.
- Co ty do cho*ery robisz?!
- Chcesz, abym Cię tam zostawił?! – pędziłem jak tylko się da.
- Masz mnie odstawić i wyjaśnić, co w Ciebie wstąpiło!
- Demon.
- Co?
- Demon po nas szedł. Nie było czasu.
- O czym ty mówisz? – Szczurek walnął mnie w grzbiet.
Czy ta wadera naprawdę musi mi tak działać na nerwy?! Niech się lepiej zamknie, bo jeszcze ją zostawię i niech radzi sobie sama. W pewnym momencie pisnęła i wtuliła się w mój grzbiet. Zobaczyliśmy kilka demonów biegnących za nami. Cho*ery. Skręciłem z bok, gdyż z naprzeciwka i z prawej nadchodziły kolejne.
- Chin… - łzy spłynęły po jej policzkach. – Co jeśli nie przeżyjemy.
Pierwszy raz powiedziała do mnie po imieniu. Pamiętna chwila. Ale nie jestem pewny czy nie ostatnia, bo demony zapędziły nas w kozi róg, nawet nie miałem szansy odlecieć, ponieważ niektóre z nich się unosiły w powietrzu. Wadera zeszła mi z grzbietu. Osłoniłem ją. Przytuliła się do mnie.
- Chin. – wtuliła się jeszcze mocniej. – Daj spokój, to jest zbędne. I tak nie dasz im rady.
- Azzai… nie chce, żebyś zginęła. Jesteś kimś ważnym dla mnie. – sam nie wiedziałem czemu to mówię. Pewnie przyciśnięty momentem bliskiej śmierci, słowa szczerości same nasuwały mi się na język. Ale dlaczego? Ta wadera przecież… mnie nienawidzi. Popatrzyła na mnie zdziwiona, po czym znowu mnie ścisnęła.
- Ja też nie chcę twojej śmierci. Przecież gdyby tak nie było, już dawno zostawiłabym Cię na pastwę losu po walce z niedźwiedziem.
Wstyd się przyznać ale moje oczy też zaszkliły się na te słowa. Objąłem waderę czule. Potwory zbliżały się coraz bliżej. Zasłoniłem Szczurkowi oczy, aby nie widziały, tego, co zaraz się odbędzie.
- Azzai. Dziękuję. Dziękuję za wszystko. – szepnąłem jej do ucha. Sterczeliśmy przytuleni, czekając na dalsze zdarzenia.
- Dziękuję, że mnie zauważyłeś. – łykała słone łzy.
Demony naraz rzuciły się na nas bez ostrzeżenia. Poczułem okropny ból, po czym zasnąłem i już nigdy więcej się nie obudziłem.
Dziękuję Azzai za wspólną przygodę na tej watasze. Teraz ich dzieje odejdą w niepamięć, a razem będą mogli cieszyć się w niebie ( i na innej watasze xd).
sobota, 8 kwietnia 2017
Od Veeny
Znowu to sama czemu jak jest bobrze to zawsze musi się coś stać. Mój przyjaciel odszedł znowu zniknął ale cusz trzeba żyć dalej. muszę zostawić przesłać nie wracać do niej koniec z starami ranami z przyjaciel którzy nic nie znaczą nastała nowa Veena nawa ja. poty jak Rajcom znikną załamałam się nie wiedziałam czemu co się znowu wydarzyło wpadłam w dola ale jak teraz o tym myślę to było żałosne ale dzięki tamu dowiedziałam się ze nie warto zaufać osobom które zraniły już nas a na pewno nie trzy razy. postanowiłam się przebiec rozprostować kości biegłam i biegłam nagle zobaczyłam coś nie przejmowałam się tym nawet nie chciałam wiedzie co to nie obchodziło mnie to postanawiam się połorzyc pod drzewem i odpoczną. zasnęłam niewidem ile spałam nie przejmowałam się nie obchodziło mnie to zobaczyłam dwa małe zajączki były słodke jak ja jako dziecko ale nie stery to mija jak wszystko postanowiłam wrócić do domu hociasz czułam się w nim jak w klace postanowił zrobić porządki znalazłam jakę stare rzeczy przypominajce mojego byłego przyjaciela postawiłam je wyzuci do wody żeby popłyneły jak naldalej od damnie . po posprzątaniu mojego domu postanowiłam coś znaleźć coś do jedzenia znalazłam jakes zające upewniłam się ze nie majom dzieci złapałam jednego nie chciałam zabierać nikomu rodziny ale nie stery muszę coś jeść . Po wali zaczęło się ściemniać poszłam spać.
C.D.N.
poniedziałek, 3 kwietnia 2017
Wojna!
Nasza wataha rozpoczyna wojnę z demonami! Nasi przeciwnicy będą powoli się ujawniać. Jak na razie wiemy, że są bardzo silni i mogą kryć się wszędzie! Pamiętajcie, nie pozwólcie na to, by te stwory nas pokonały! Są one silniejsze i potrafią posługiwać się cieniami, jednak nie traćmy nadziei.
Dobrze by było, gdyby opowiadania trzymały się siebie. Np. jeśli ktoś jest przez kogoś porwany, to nie może pojawić się w innym opowiadaniu już nie porwany. Mam nadzieję że to zdanie ma sens.
Dobrze by było, gdyby opowiadania trzymały się siebie. Np. jeśli ktoś jest przez kogoś porwany, to nie może pojawić się w innym opowiadaniu już nie porwany. Mam nadzieję że to zdanie ma sens.
Od Ferox'a CD Silevery
Bip, bip! Opowiadanie zawiera nieocenzurowane przekleństwa :) miłego dzionka
Basior zastrzygł uszami i spojrzał pusto przed siebie. Wyglądało to, jakby ktoś przesłał mu wiadomość telepatyczną. Zignorowałem to. Nie ruszyłem się jednak z miejsca. No bo po co? Gdzie niby miałbym iść? Do Silevery? Niech sobie sama radzi.
Waru spojrzał niechętnie w moją stronę i wyszeptał jakieś dziwne słowa w niezrozumiałym dla mnie języku. Poczułem kłucie w sercu, a z mojej piersi wyleciał ciemny dym. Wleciał spowrotem do słoika. Było go jakby mniej, lecz to pewnie tylko złudzenie. Moje oczy na nowo przybrały szafirową barwę, lecz już nie tak nasyconą jak wcześniej. Wciąż czułem żal. Sila mnie odrzuciła. Czarny dym to jedynie dziwny duch, podsycający nienawiść do kochanej przez kogoś osoby. To już nie była złość, a jedynie poczucie niemocy i samotności. Nagle oprzytomniałem. Przecież ona, bez względu na to, czy mnie kocha, czy nie, jest teraz w niebezpieczeństwie. Wzbiłem się w powietrze. Coś mnie jednak powstrzymało. Waru trzymał mnie jedną łapą za ogon. Byłem pełen podziwu jego siły, choć starałem się to ukrywać. Nie mogłem dać mu tej satysfakcji. Warknąłem, ale ten tylko uśmiechnął się, jakby bawił się w bezbronną myszką. Rozpostarł swe czarne skrzydła zrobione z cieni i pokazał białe, ostre kły.
- Ale jesteś wkurwiający... - mruknął pod nosem.
Rzuciłem się na niego z kłami. Basior zrobił krok w bok i zaryłem w ziemię. Podniosłem się i wyplułem piasek i trawę z ust. Ten zaśmiał się wrednie, co sprawiło, że jeszcze bardziej miałem ochotę go rozszarpać. Ponownie wzbiłem się w powietrze, a ona razem ze mną. Moją jedyną przewagą było to, że nie musiałem machać skrzydłami. Poza tym jednym szczegółem był ode mnie lepszy w każdej dziedzinie. Mógłbym się poddać, lecz honor mi na to nie pozwalał. Jestem alfą watahy, musiałem walczyć do końca. Coś mnie rozkojarzyło. Czułem, że Silevera mnie potrzebuje, że ma kłopoty. Odwróciłem się. Wtedy demon wykorzystał chwilę mojej nieuwagi. Poczułem, jak oplatają mnie cienie. Zacisnęły się ciasno. Nie mogłem wykonać żadnego ruchu, a im bardziej usiłowałem to zrobić, tym bardziej się zaciskały.
- Kurwa... - przeklnąłem zaciskając zęby.
Waru uśmiechnął się widząc moje cierpienie. Puścił mnie. Zacząłem spadać. Ten myślał już, że trzasnę o ziemię i połamię sobie łapy. Mi jednak udało się zatrzymać tuz nad ziemią. To była chyba jedyna sytuacja, w której lewitacja okazała się naprawdę pomocna. Basior wyglądał na lekko rozczarowanego, lecz uśmiech nie schodził mu z twarzy. Utworzyłem wokół siebie kopułę ochronną, jednak długo nie wytrzymała. Z łatwością ją rozwalił i przycisnął mnie do kamienia.
- Wybacz, ale na tym skończymy zabawę, muszę się zająć tą suką. - zaśmiał się.
- Że kim? - spytałem próbując wyrwać się cieniom przygniatającym mnie do kawałka zimnej skały.
- Twoją Sileverusią skurwielu.
Uderzył mnie pięścią w brzuch i gdzieś się teleportował. Zwinąłem się w małą kulkę łapiąc uderzone miejsce. Zacisnąłem zęby. Musiałem pomóc Sili...
- Weź się w garść, Roxu... - mówiłem sam do siebie - Musisz jej pomóc... Nie możesz poddawać się po byle ciosie w brzuch.
Wstałem i poleciałem najszybciej jak mogłem w kierunku, w którym czułem zapach ukochanej. Ujrzałem kilka demonów zebranych wokół większego, który trzymał Silę. Obok niej leciał Waru i mówił coś do niej. Podleciałem bliżej. Było to najgłupszym, co mogłem teraz zrobić. Dziwna kreatura trzymająca cieniami Sileverę zauważyła mnie, a po niej reszta.
- Chcecie ją skrzywdzić, - zacząłem nabierając pewności siebie z każdym słowem - tak więc nie mam wyboru. Wypowiadam wam wojnę!
Jeden z nich zaśmiał się do drugiego, inny wyszczerzył kły, jeszcze inny szeptał coś do drugiego. Większość jednak wybuchła śmiechem. Zawyłem najgłośniej jak potrafiłem, a znaczyło to mniej więcej to, że mamy wojnę i wzywam pomoc. Nie zdążyłem jednak powiedzieć gdzie jesteśmy, bo Waru oplótł cień wokół mojego pyska tak, że nie mogłem go otworzyć. Potem zacisnął je na moich łapach. Żałośnie zaskamlałem, a ten zaśmiał się wrednie.
- Waru, na co ci ten żałosny maminsynek? - odezwało się brzydkie coś trzymające Silę - Zostaw go, nie jest nam potrzebny.
- Lubię kiedy się wkurwia. Myśli że może coś zdziałać.
Drugi demon przewrócił oczami. Starałem się wyrwać, lecz nie byłem na tyle silny.
Basior zastrzygł uszami i spojrzał pusto przed siebie. Wyglądało to, jakby ktoś przesłał mu wiadomość telepatyczną. Zignorowałem to. Nie ruszyłem się jednak z miejsca. No bo po co? Gdzie niby miałbym iść? Do Silevery? Niech sobie sama radzi.
Waru spojrzał niechętnie w moją stronę i wyszeptał jakieś dziwne słowa w niezrozumiałym dla mnie języku. Poczułem kłucie w sercu, a z mojej piersi wyleciał ciemny dym. Wleciał spowrotem do słoika. Było go jakby mniej, lecz to pewnie tylko złudzenie. Moje oczy na nowo przybrały szafirową barwę, lecz już nie tak nasyconą jak wcześniej. Wciąż czułem żal. Sila mnie odrzuciła. Czarny dym to jedynie dziwny duch, podsycający nienawiść do kochanej przez kogoś osoby. To już nie była złość, a jedynie poczucie niemocy i samotności. Nagle oprzytomniałem. Przecież ona, bez względu na to, czy mnie kocha, czy nie, jest teraz w niebezpieczeństwie. Wzbiłem się w powietrze. Coś mnie jednak powstrzymało. Waru trzymał mnie jedną łapą za ogon. Byłem pełen podziwu jego siły, choć starałem się to ukrywać. Nie mogłem dać mu tej satysfakcji. Warknąłem, ale ten tylko uśmiechnął się, jakby bawił się w bezbronną myszką. Rozpostarł swe czarne skrzydła zrobione z cieni i pokazał białe, ostre kły.
- Ale jesteś wkurwiający... - mruknął pod nosem.
Rzuciłem się na niego z kłami. Basior zrobił krok w bok i zaryłem w ziemię. Podniosłem się i wyplułem piasek i trawę z ust. Ten zaśmiał się wrednie, co sprawiło, że jeszcze bardziej miałem ochotę go rozszarpać. Ponownie wzbiłem się w powietrze, a ona razem ze mną. Moją jedyną przewagą było to, że nie musiałem machać skrzydłami. Poza tym jednym szczegółem był ode mnie lepszy w każdej dziedzinie. Mógłbym się poddać, lecz honor mi na to nie pozwalał. Jestem alfą watahy, musiałem walczyć do końca. Coś mnie rozkojarzyło. Czułem, że Silevera mnie potrzebuje, że ma kłopoty. Odwróciłem się. Wtedy demon wykorzystał chwilę mojej nieuwagi. Poczułem, jak oplatają mnie cienie. Zacisnęły się ciasno. Nie mogłem wykonać żadnego ruchu, a im bardziej usiłowałem to zrobić, tym bardziej się zaciskały.
- Kurwa... - przeklnąłem zaciskając zęby.
Waru uśmiechnął się widząc moje cierpienie. Puścił mnie. Zacząłem spadać. Ten myślał już, że trzasnę o ziemię i połamię sobie łapy. Mi jednak udało się zatrzymać tuz nad ziemią. To była chyba jedyna sytuacja, w której lewitacja okazała się naprawdę pomocna. Basior wyglądał na lekko rozczarowanego, lecz uśmiech nie schodził mu z twarzy. Utworzyłem wokół siebie kopułę ochronną, jednak długo nie wytrzymała. Z łatwością ją rozwalił i przycisnął mnie do kamienia.
- Wybacz, ale na tym skończymy zabawę, muszę się zająć tą suką. - zaśmiał się.
- Że kim? - spytałem próbując wyrwać się cieniom przygniatającym mnie do kawałka zimnej skały.
- Twoją Sileverusią skurwielu.
Uderzył mnie pięścią w brzuch i gdzieś się teleportował. Zwinąłem się w małą kulkę łapiąc uderzone miejsce. Zacisnąłem zęby. Musiałem pomóc Sili...
- Weź się w garść, Roxu... - mówiłem sam do siebie - Musisz jej pomóc... Nie możesz poddawać się po byle ciosie w brzuch.
Wstałem i poleciałem najszybciej jak mogłem w kierunku, w którym czułem zapach ukochanej. Ujrzałem kilka demonów zebranych wokół większego, który trzymał Silę. Obok niej leciał Waru i mówił coś do niej. Podleciałem bliżej. Było to najgłupszym, co mogłem teraz zrobić. Dziwna kreatura trzymająca cieniami Sileverę zauważyła mnie, a po niej reszta.
- Chcecie ją skrzywdzić, - zacząłem nabierając pewności siebie z każdym słowem - tak więc nie mam wyboru. Wypowiadam wam wojnę!
Jeden z nich zaśmiał się do drugiego, inny wyszczerzył kły, jeszcze inny szeptał coś do drugiego. Większość jednak wybuchła śmiechem. Zawyłem najgłośniej jak potrafiłem, a znaczyło to mniej więcej to, że mamy wojnę i wzywam pomoc. Nie zdążyłem jednak powiedzieć gdzie jesteśmy, bo Waru oplótł cień wokół mojego pyska tak, że nie mogłem go otworzyć. Potem zacisnął je na moich łapach. Żałośnie zaskamlałem, a ten zaśmiał się wrednie.
- Waru, na co ci ten żałosny maminsynek? - odezwało się brzydkie coś trzymające Silę - Zostaw go, nie jest nam potrzebny.
- Lubię kiedy się wkurwia. Myśli że może coś zdziałać.
Drugi demon przewrócił oczami. Starałem się wyrwać, lecz nie byłem na tyle silny.
Silevera?
niedziela, 2 kwietnia 2017
Od Silevery CD. Ferox'a
Obudziłam się na jakiejś wysepce. Przede mną leżała mokra wadera. Co ona tu robi? Próbowałam rozwinąć skrzydła. Były spętane cieniami tak jak całe moje ciało. Ruszyłam łapą. Cienie jak sznur zawiązały się wokół niej i ścisnęły, powodując okropny ból. Wadera nadal leżała nieruchomo. Czyżby... umarła? Na szczęście poruszyła lekko ogonkiem.
- WARU! - wydarła się moja matka. Wyzwoliła skrzydła i wzleciała w górę. Widać mój braciszek przesłał coś mamie telepatycznie. Morgan zaczęła pikować w moją stronę. Wylądowała tuż przed moim nosem.
- Twój brat zajmuję się tym lalusiem, a ja zajmę się tobą. - powiedziała z uśmiechem.
- Ferox! - po moich policzkach spłynęła łza. - Ferox...
- Twoje wołanie nic tu nie da. - powiedziała. - On cię nie słyszy... mogę ci go pokazać. Wadera wyczarowała coś w rodzaju lustra. Spojrzałam w nie. Zobaczyłam nie swoje odbicie, a postać Ferox'a. Miał dziwnie oklapniętą grzywkę, nie była już taka sama jak kiedyś tak jak ogon. Przy nim stał Waru. Uśmiechał się demonicznie z dziwnym słoikiem w łapie.
- No, dosyć się naoglądałaś, teraz idziemy dalej. - Morgan ponownie mnie pochwyciła. Kątem oka zobaczyłam otwierającą lekko oko waderę. Zamknęłam oczy. Jeśli chcę uratować Ferox'a muszę mieć siłę. Otworzyłam oczy, a te mocniej zalśniły. Zaczęłam wierzgać i rozłożyłam skrzydła. Muszę zrobić coś obrzydliwego. Kiedyś, jako szczeniak to zrobiłam i rok tego żałowałam. Później puściłam to w niepamięć. Teraz muszę to powtórzyć. Wadera złapała mnie mocniej. Jej błąd. Ugryzłam ją w łapę. Syknęła z bólu. Miałam ostre ząbki. Bez problemu wbiłam je w łapę mojej matki. Momentalnie cienie się rozmyły, a matka puściła mnie. Nie byłyśmy nisko. Puściła mnie na wysokości paru kilometrów. Miałam czas na rozłożenie skrzydeł. Spojrzałam w oczy mojej matki. Widziałam w nich rządzę zemsty. Zemsty krwistoczerwonej. Zapikowała w moją stronę. Otworzyłam szerzej oczy. Jednak muszę się pospieszyć. Zaczęłam pikować w dół. Nie byłam już na terenach watahy. Teraz tylko potrzebuję... miecz! Rozejrzałam się. Gdzieś tu muszę coś znaleźć. Wodziłam wzrokiem w rzece, na łące obok. Nic, nic, nic, nic! Westchnęłam. Coś muszę znaleźć. Matka zaraz mnie dogoni albo spadnę na ziemię.
~ Szybciej, Sila, szybciej! ~ pomyślałam. Jest! Był zakopany w ziemi... w ogóle, skąd mi przyszedł pomysł, że na tych terenach znajdę miecz? Nieważne. Znalazłam miecz i jestem zadowolona. Rozłożyłam skrzydła. Znalazłam się parę centymetrów nad ziemią. Mój brzuch muskały czubki roślin. Chwyciłam miecz w zęby. Był piękny. Mimo brudu i ziemi widziałam jego połyskującą klingę. Moje oczy zalśniły jeszcze bardziej. Zbliża się noc. Słońce zaczęło zachodzić. Niebo rozbłysło czerwienią, różem, fioletem, błękitem i bielą. Zamachałam skrzydłami. Szybko wzbiłam się w górę. Moja matka na mnie czekała.
- Chcesz wojny? To będziesz ją miała! - wywrzeszczała. Zamachnęła się skrzydłami. Leciała coraz szybciej. Zaczęłam swój lot. Dzielił nas kilometr. Leciałyśmy szybciej od dźwięku. W moim pyszczku błyszczał miecz. Nie minęła sekunda, a jej miecz zderzył się z moim. Poleciały iskry. Siła z jaką zaatakowałyśmy, odepchnęła nas na kolejne kilometry i spadłyśmy na ziemię z hukiem. Między nami zaczęła się palić trawa.
- SILEVERA! ALBO SIĘ PODDASZ TERAZ, ALBO RAZEM Z RODZINKĄ SPALĘ TĘ TWOJĄ WATASZKĘ! - ryknęła. Ona nie żartuje.
- Nie...nie zrobiłabyś tego... - wyjąkałam.
- Zrobiłabym. - uśmiechnęła się. Nagle obok niej pojawiły się setki demonów. Wszystkie miały w zębach suche patyki. - Poddaj się, a wypuszczę tego twojego lalusia.
- Ferox... - spojrzałam na matkę.
- Tak, tak - przewróciła oczami. - Merox, Verox, Smerox czy jak mu tam, puszczę go wolno tylko się poddaj. Opuściłam głowę.
- Rzuć broń. - powiedziała. Wyplułam miecz z pyska.
- Dobra dziewcynka. - wadera uśmiechnęła się szerzej. Opuściłam skrzydła.
- A teraz do mnie. - Morgan pokazała łapą miejsce, gdzie mam stanąć. Powoli zaczęłam iść. Widziałam wszystkie demony naśmiewające się ze mnie. To koniec. Przegrałam. Byłam obok matki. Spętała mnie cieniami i powaliła. Zaczęła ciąć mnie mieczem z cieni. O dziwo miało ostre ostrze. Bolało, ale ja leżałam bez ruchu. Matka zaczęła się śmiać. Po chwili przestała.
- Wyrywaj się! Krzycz! Chcę widzieć twój ból! - wrzasnęła.
- Ał, ał, ał. - powiedziałam. Wadera popatrzyła na mnie, wzruszając ramionami.
- Nie, to nie. - powiedziała, po czym złamała mi oba skrzydła cieniami. Syknęłam z bólu.
- Żebyś mi nie uciekła. - uśmiechnęła się, po czym ponownie pochwyciła w szpony. Przyjęła postać wielkiego, czarnego ptaka.
- Wracamy do domu. - zaśmiała się. Wszystkie demony wzbiły się w powietrze.
- A, bym zapomniała. - wyszeptała. - Waru, wypuść tego lalusia. Mamy to, po co przyszłam.
~ Telepatyczna wiadomość. ~ pomyślałam. ~ Teraz Ferox będzie wolny i... zostanie w watasze... szczęśliwy. Z moich oczy kapały łzy. To koniec. Teraz tylko walka z Waru i... koniec. Teraz tylko cud może mnie uratować.
- WARU! - wydarła się moja matka. Wyzwoliła skrzydła i wzleciała w górę. Widać mój braciszek przesłał coś mamie telepatycznie. Morgan zaczęła pikować w moją stronę. Wylądowała tuż przed moim nosem.
- Twój brat zajmuję się tym lalusiem, a ja zajmę się tobą. - powiedziała z uśmiechem.
- Ferox! - po moich policzkach spłynęła łza. - Ferox...
- Twoje wołanie nic tu nie da. - powiedziała. - On cię nie słyszy... mogę ci go pokazać. Wadera wyczarowała coś w rodzaju lustra. Spojrzałam w nie. Zobaczyłam nie swoje odbicie, a postać Ferox'a. Miał dziwnie oklapniętą grzywkę, nie była już taka sama jak kiedyś tak jak ogon. Przy nim stał Waru. Uśmiechał się demonicznie z dziwnym słoikiem w łapie.
- No, dosyć się naoglądałaś, teraz idziemy dalej. - Morgan ponownie mnie pochwyciła. Kątem oka zobaczyłam otwierającą lekko oko waderę. Zamknęłam oczy. Jeśli chcę uratować Ferox'a muszę mieć siłę. Otworzyłam oczy, a te mocniej zalśniły. Zaczęłam wierzgać i rozłożyłam skrzydła. Muszę zrobić coś obrzydliwego. Kiedyś, jako szczeniak to zrobiłam i rok tego żałowałam. Później puściłam to w niepamięć. Teraz muszę to powtórzyć. Wadera złapała mnie mocniej. Jej błąd. Ugryzłam ją w łapę. Syknęła z bólu. Miałam ostre ząbki. Bez problemu wbiłam je w łapę mojej matki. Momentalnie cienie się rozmyły, a matka puściła mnie. Nie byłyśmy nisko. Puściła mnie na wysokości paru kilometrów. Miałam czas na rozłożenie skrzydeł. Spojrzałam w oczy mojej matki. Widziałam w nich rządzę zemsty. Zemsty krwistoczerwonej. Zapikowała w moją stronę. Otworzyłam szerzej oczy. Jednak muszę się pospieszyć. Zaczęłam pikować w dół. Nie byłam już na terenach watahy. Teraz tylko potrzebuję... miecz! Rozejrzałam się. Gdzieś tu muszę coś znaleźć. Wodziłam wzrokiem w rzece, na łące obok. Nic, nic, nic, nic! Westchnęłam. Coś muszę znaleźć. Matka zaraz mnie dogoni albo spadnę na ziemię.
~ Szybciej, Sila, szybciej! ~ pomyślałam. Jest! Był zakopany w ziemi... w ogóle, skąd mi przyszedł pomysł, że na tych terenach znajdę miecz? Nieważne. Znalazłam miecz i jestem zadowolona. Rozłożyłam skrzydła. Znalazłam się parę centymetrów nad ziemią. Mój brzuch muskały czubki roślin. Chwyciłam miecz w zęby. Był piękny. Mimo brudu i ziemi widziałam jego połyskującą klingę. Moje oczy zalśniły jeszcze bardziej. Zbliża się noc. Słońce zaczęło zachodzić. Niebo rozbłysło czerwienią, różem, fioletem, błękitem i bielą. Zamachałam skrzydłami. Szybko wzbiłam się w górę. Moja matka na mnie czekała.
- Chcesz wojny? To będziesz ją miała! - wywrzeszczała. Zamachnęła się skrzydłami. Leciała coraz szybciej. Zaczęłam swój lot. Dzielił nas kilometr. Leciałyśmy szybciej od dźwięku. W moim pyszczku błyszczał miecz. Nie minęła sekunda, a jej miecz zderzył się z moim. Poleciały iskry. Siła z jaką zaatakowałyśmy, odepchnęła nas na kolejne kilometry i spadłyśmy na ziemię z hukiem. Między nami zaczęła się palić trawa.
- SILEVERA! ALBO SIĘ PODDASZ TERAZ, ALBO RAZEM Z RODZINKĄ SPALĘ TĘ TWOJĄ WATASZKĘ! - ryknęła. Ona nie żartuje.
- Nie...nie zrobiłabyś tego... - wyjąkałam.
- Zrobiłabym. - uśmiechnęła się. Nagle obok niej pojawiły się setki demonów. Wszystkie miały w zębach suche patyki. - Poddaj się, a wypuszczę tego twojego lalusia.
- Ferox... - spojrzałam na matkę.
- Tak, tak - przewróciła oczami. - Merox, Verox, Smerox czy jak mu tam, puszczę go wolno tylko się poddaj. Opuściłam głowę.
- Rzuć broń. - powiedziała. Wyplułam miecz z pyska.
- Dobra dziewcynka. - wadera uśmiechnęła się szerzej. Opuściłam skrzydła.
- A teraz do mnie. - Morgan pokazała łapą miejsce, gdzie mam stanąć. Powoli zaczęłam iść. Widziałam wszystkie demony naśmiewające się ze mnie. To koniec. Przegrałam. Byłam obok matki. Spętała mnie cieniami i powaliła. Zaczęła ciąć mnie mieczem z cieni. O dziwo miało ostre ostrze. Bolało, ale ja leżałam bez ruchu. Matka zaczęła się śmiać. Po chwili przestała.
- Wyrywaj się! Krzycz! Chcę widzieć twój ból! - wrzasnęła.
- Ał, ał, ał. - powiedziałam. Wadera popatrzyła na mnie, wzruszając ramionami.
- Nie, to nie. - powiedziała, po czym złamała mi oba skrzydła cieniami. Syknęłam z bólu.
- Żebyś mi nie uciekła. - uśmiechnęła się, po czym ponownie pochwyciła w szpony. Przyjęła postać wielkiego, czarnego ptaka.
- Wracamy do domu. - zaśmiała się. Wszystkie demony wzbiły się w powietrze.
- A, bym zapomniała. - wyszeptała. - Waru, wypuść tego lalusia. Mamy to, po co przyszłam.
~ Telepatyczna wiadomość. ~ pomyślałam. ~ Teraz Ferox będzie wolny i... zostanie w watasze... szczęśliwy. Z moich oczy kapały łzy. To koniec. Teraz tylko walka z Waru i... koniec. Teraz tylko cud może mnie uratować.
Ferox? Jesteś wolny... co zrobisz?
Od Azzai CD. Chinmoku
Obudziłam się. Nie czułam obecności chorego basiora, więc zaniepokoiłam się nieco. Otworzłam powoli oczy i zobaczyłam całego mokrego basiora, leżącego tuż przed wejściem do jaskini. Oszalał czy co? Jeszcze mu temperatura nie zmalała, a ten jeszcze wystawia sie na deszcz? Idiota! Podeszłam do basiora zdenerwowana i pociągnęłam go za ogon. Ten delikatnie zaczął się wybudzać. Posadziłam go na posłaniu i ponownie przykryłyam ogonem. Ten, pacan zamierzał się zabić. Chyba sobie nie myśli, że ja mu będę pogrzeb organizować. Ze zdenerwowanie zdjęłam ogon z niego. Basior zaczął się wiercić i pochwili przytulił mój ogon przez sen, ciągnąc go przy tym. Podniosłam głowe i spojrzałam na maskonura z wyrzutem. Co on robi? Przytula się do mnie? Widok ten był trochę słodki. Pawian w masce wyglądał jak szczeniaczek. Wreszcie udało mi się zasnąć. Obudziłam się. Byłam głodna. Trzeba coś upolować. Spojrzałam na basiora, nadal spał. Wstałam. Coś trzymało mnie za ogon. No nie. Szczeniaczek nadal trzyma mój ogon. Poszłam naprzód. Ciągle się trzymał. Wyszłam na dwór, a za mną po ziemi przesuwał się basior. O nie, a co jak się przeziębi jeszcze bardziej, jak ja mu pogrzeb zafunduję. Wróciłam do jaskini i patrzyłam na basiora z wyrzutem. Przez niego będe głodna i on będzie wydawał kase na moją stypę. Zaczął się trząść. To pewnie przez to, że w nocy spał na dworze. Nie no jak on wyzdrowieje to ja go zabije i nie zrobię mu pogrzebu. Przytuliłam się do pawian, by przestał się trząść. I co ja mam teraz zrobić? Nie mogę się poruszać, bo pacan wyszoruje podłogę i będzie narzekać na brudne futerko. Ponownie zasnęłam.
Szczeniaczek?
sobota, 1 kwietnia 2017
piątek, 31 marca 2017
Od Chinmoku CD Azzai
- No już wystarczy, bo mi futro zmoczysz. – odepchnąłem waderę.
Azzai pod wpływem pchnięcia lekko się zachwiała, po czym dała radę utrzymać się w pionie.
- J-jasne. – próbowała dojść do siebie.
Otrzepałem się i ponownie położyłem spać. Azzai położyła mi łapę na czole. Usłyszałem, jak szepcze, o moim rozpalonym czole. Minęło trochę, gdy się tak kręciłem na wszystkie strony z powodu dreszczy i bólu głowy, ale w końcu udało mi się zasnąć.
*we śnie*
Scena z przeszłości. Lał jesienny deszcz, a ja jeszcze jako szczeniak siedziałem samotnie pod łysym drzewem. Płakałem po cichu. Moje futro przemokło od deszczu, a ja trząsłem się z zimna, wpatrując się w trawę.
- Dlaczego jestem zupełnie sam? Dlaczego nie ma przy mnie nikogo? – myślałem ze łzami lecącymi mi po polikach. Przechodziły mnie dreszcze. – Czy to moja wina? Ja tylko chcę mieć rodzinę…
Szczeniak, który tak bardzo pragnął rodziny. Pragnął opieki i czułości, której nigdy nie doświadczył, nie będzie szczęśliwym wilkiem w przyszłości.
- Nie chcę być samotny… - położyłem się i skuliłem. – Proszę… niech mnie ktoś przytuli…
*w realnym świecie*
Obudziłem się gwałtownie. Mój oddech był ciężki, a zarazem szybki. Wpatrywałem się chwilę w podłogę. Spojrzałem na niebo za jaskinią. Panowała noc i padał deszcz. Obróciłem się, szukając wzrokiem Azzy. Leżała niedaleko mnie. Położyłem łapę na głowie. Jak to możliwe, że ten koszmar jeszcze mnie dręczy?
- Cho***a. – szepnąłem do siebie.
Musiałem długo spać. Jeszcze za nim się położyłem, było popołudnie. Usiadłem na skraju wejścia do jaskini. Krople deszczu delikatnie chlapały moją twarz. Patrzyłem w dal, za nocną mgłę rozmyślając nad zdarzeniami z przeszłości. Moje rany zaczęły znowu boleć podobnie jak głowa.
- Eh.. – położyłem uszy z bólu.
Po chwili tak jak we śnie skuliłem się, przykrywając się moim cienistym ogonem. Patrzyłem jeszcze przez chwilę w dal z zamyśleniem, po czym znowu zasnąłem. Nienawidzę snów o mojej przeszłości. Po nich moje zmysły tępieją, a ja sam staję się rozkojarzony, co skłania mnie do przemyśleń. Zasnąłem.
Azzai pod wpływem pchnięcia lekko się zachwiała, po czym dała radę utrzymać się w pionie.
- J-jasne. – próbowała dojść do siebie.
Otrzepałem się i ponownie położyłem spać. Azzai położyła mi łapę na czole. Usłyszałem, jak szepcze, o moim rozpalonym czole. Minęło trochę, gdy się tak kręciłem na wszystkie strony z powodu dreszczy i bólu głowy, ale w końcu udało mi się zasnąć.
*we śnie*
Scena z przeszłości. Lał jesienny deszcz, a ja jeszcze jako szczeniak siedziałem samotnie pod łysym drzewem. Płakałem po cichu. Moje futro przemokło od deszczu, a ja trząsłem się z zimna, wpatrując się w trawę.
- Dlaczego jestem zupełnie sam? Dlaczego nie ma przy mnie nikogo? – myślałem ze łzami lecącymi mi po polikach. Przechodziły mnie dreszcze. – Czy to moja wina? Ja tylko chcę mieć rodzinę…
Szczeniak, który tak bardzo pragnął rodziny. Pragnął opieki i czułości, której nigdy nie doświadczył, nie będzie szczęśliwym wilkiem w przyszłości.
- Nie chcę być samotny… - położyłem się i skuliłem. – Proszę… niech mnie ktoś przytuli…
*w realnym świecie*
Obudziłem się gwałtownie. Mój oddech był ciężki, a zarazem szybki. Wpatrywałem się chwilę w podłogę. Spojrzałem na niebo za jaskinią. Panowała noc i padał deszcz. Obróciłem się, szukając wzrokiem Azzy. Leżała niedaleko mnie. Położyłem łapę na głowie. Jak to możliwe, że ten koszmar jeszcze mnie dręczy?
- Cho***a. – szepnąłem do siebie.
Musiałem długo spać. Jeszcze za nim się położyłem, było popołudnie. Usiadłem na skraju wejścia do jaskini. Krople deszczu delikatnie chlapały moją twarz. Patrzyłem w dal, za nocną mgłę rozmyślając nad zdarzeniami z przeszłości. Moje rany zaczęły znowu boleć podobnie jak głowa.
- Eh.. – położyłem uszy z bólu.
Po chwili tak jak we śnie skuliłem się, przykrywając się moim cienistym ogonem. Patrzyłem jeszcze przez chwilę w dal z zamyśleniem, po czym znowu zasnąłem. Nienawidzę snów o mojej przeszłości. Po nich moje zmysły tępieją, a ja sam staję się rozkojarzony, co skłania mnie do przemyśleń. Zasnąłem.
Azzai? ;3
Od Kina CD Gold
Oderwałem wzrok od zdobyczy. Byłem niezmiernie głodny, wadera prosząca mnie o jedzenie wcześniej nie miała ze mną żadnego kontaktu, ale nie chciałem być chamski. Może i nie byłem najmilszym wilkiem na świecie, lecz ja sam niegdyś potrzebowałem jedzenia, a inne wilki się ze mną podzieliły.
- Jedz. - rzuciłem z pełnym pyskiem, po czym znowu zabrałem się do jedzenia. Wadera miała jasne, różowe futro, a na szyi widniała chusta, która jakby zamknęła w sobie całą galaktykę.
- Jak ci na imię? - zagadnęła do mnie.
- Mam na imię Kin. - czułem się naprawdę źle. Rozmawiałem z waderą, co w ogóle mi nie szło, a zdania nie kleiły się do siebie i wszystko zmieniało się w głupi bełkot. - A jak ty się nazywasz?
- Jestem Gold. Czy należysz do jakiejś watahy?
- Ech, jestem w dość trudnej sytuacji. Od miesiąca poszukuję jakiegoś miejsca, w którym mógłbym pozostać. Ale jak widać... w sumie jak nie widać. Efektu. - zakończyłem szybko, ale szczerze. To prawda, nie było widać w pobliżu żadnej watahy, ani nawet samotnej grupy wilków, do której mógłbym się przyłączyć.
- Ja też nie wiem, co ze sobą począć. Ale teraz możemy wędrować razem! - powiedziała wesoło Gold. Westchnąłem. Jeśli już muszę...
- Nie widzę przeszkód. - mruknąłem trochę gburowato pod nosem.
- W takim razie chodźmy! Ja już zjadłam, a ty jak widać chyba także.
- Nigdzie mi się nie spieszy. Wolałbym tu odpocząć i nabrać sił przed dalszym marszem.
- Jak chcesz. Mogę poczekać z tobą... - wadera usiadła i zaczęła wpatrywać się w drzewa. Ja tylko przewróciłem oczyma i postanowiłem uciąć sobie małą drzemkę.
- Obudź mnie, jak minie godzina... - ziewnąłem przeciągle i zapadłem w głęboki sen.
***
- Kin! Kin!
- Co do... - już chciałem zaatakować krzyczącą osobę, gdy przypomniałem sobie o Gold. - A, to ty.
- Minęły... - westchnęła. - ... 4 godziny.
- Miałaś mnie obudzić.
- Ech, przepraszam.
- Nic takiego, ale następnym razem bądź uważniejsza.
- Dobra... Chodźmy więc.
- Jedz. - rzuciłem z pełnym pyskiem, po czym znowu zabrałem się do jedzenia. Wadera miała jasne, różowe futro, a na szyi widniała chusta, która jakby zamknęła w sobie całą galaktykę.
- Jak ci na imię? - zagadnęła do mnie.
- Mam na imię Kin. - czułem się naprawdę źle. Rozmawiałem z waderą, co w ogóle mi nie szło, a zdania nie kleiły się do siebie i wszystko zmieniało się w głupi bełkot. - A jak ty się nazywasz?
- Jestem Gold. Czy należysz do jakiejś watahy?
- Ech, jestem w dość trudnej sytuacji. Od miesiąca poszukuję jakiegoś miejsca, w którym mógłbym pozostać. Ale jak widać... w sumie jak nie widać. Efektu. - zakończyłem szybko, ale szczerze. To prawda, nie było widać w pobliżu żadnej watahy, ani nawet samotnej grupy wilków, do której mógłbym się przyłączyć.
- Ja też nie wiem, co ze sobą począć. Ale teraz możemy wędrować razem! - powiedziała wesoło Gold. Westchnąłem. Jeśli już muszę...
- Nie widzę przeszkód. - mruknąłem trochę gburowato pod nosem.
- W takim razie chodźmy! Ja już zjadłam, a ty jak widać chyba także.
- Nigdzie mi się nie spieszy. Wolałbym tu odpocząć i nabrać sił przed dalszym marszem.
- Jak chcesz. Mogę poczekać z tobą... - wadera usiadła i zaczęła wpatrywać się w drzewa. Ja tylko przewróciłem oczyma i postanowiłem uciąć sobie małą drzemkę.
- Obudź mnie, jak minie godzina... - ziewnąłem przeciągle i zapadłem w głęboki sen.
***
- Kin! Kin!
- Co do... - już chciałem zaatakować krzyczącą osobę, gdy przypomniałem sobie o Gold. - A, to ty.
- Minęły... - westchnęła. - ... 4 godziny.
- Miałaś mnie obudzić.
- Ech, przepraszam.
- Nic takiego, ale następnym razem bądź uważniejsza.
- Dobra... Chodźmy więc.
Gold?
sobota, 25 marca 2017
Od Ferox'a
Szedłem przez tereny watahy. Dziś pogoda była wyjątkowo ładna. Nawet mgła, zdawała się jakaś rzadsza. Słońce przyjemnie grzało. Po niebie płynęły białe obłoczki, tworzące różne kształty. Kilka z nich złączyło się pozostawiając między sobą małą dziurkę wyglądającą jak serce.
- Sila? - spytałem nieśmiało. Właściwie nie wiem dlaczego i po co.
- Ferox? Czemu leżysz na ziemi? Nie potrafisz się obronić, to żałosne... nie chcę basiora, który mnie nie obroni.
- Ale... o czym ty mówisz? - oczy mi się zaszkliły.
- Że z nami koniec! - krzyknęła, po czym jej wizerunek wraz z kulą zniknęły.
Wilk trzymający mnie pod łapą, drugą z nich wyczarował dziwny słoik i rozbił go na ziemi. Nastąpiła we mnie zmiana, a z rozbitego słoika wyleciał dziwny, czarny dym, który te zmianę miał przyspieszyć. Wleciał we mnie i osiadł na sercu. Moje szafirowe oczy znacznie wyblakły. Stały się pastelowo-błękitne. Basior mnie puścił. Podniosłem się. Grzywka opadła mi na czoło, lecz nie poprawiłem jej. Oklapła. Nie była już tak puchata i mglista jak wcześniej. Teraz dokładnie było widać każdej jej pasmo. To samo stało się z ogonem. Nie byłem tym samym Ferox'em to wcześniej. Już nie...
~ Sileverze by się spodobało... ~ pomyślałem.
Nagle dobiegło do mnie wycie o pomoc. Sily... Popędziłem w tamtą stronę najszybciej jak mogłem. Drogę zagrodził mi czarny basior. Wyższy ode mnie o głowę. Wbił we mnie swoje zielone ślepia, a kolce na jego grzbiecie lekko zalśniły.
- Kim jesteś?! - warknąłem - Obecnie znajdujesz się na terenach Watahy Srebrzystej Mgły i podlegasz moim rozkazom!
Ten jedynie zaśmiał się i spojrzał ma mnie z góry. Musiałem pomóc Silce... on jednak skutecznie zagradzał mi przejście. Nie wytrzymałem, nie miałem wyboru... zaatakowałem go. Nieudolnie próbowałem oddawać w jego stronę ciosy, sprawiać mu ból w każdy możliwy sposób. On jednak zdawał się nic sobie z tego nie robić. Zabawiał się mną, z wrednym uśmiechem blokował moje ruchy i zadawał kolejne ciosy. W końcu powalił mnie na ziemię przytrzymując mnie jedną łapą. Usiłowałem się podnieść, jednak w jego potężnej łapie było za wiele siły. Właściwie co ja sobie myślałem? Nigdy nie walczyłem, nie nadawałem się do tego. Nie lubiłem sprawiać bólu, ani zabijać. Przez całe moje życie, nawet małego królika nie tknąłem.
- Oj przestań Roksu, ona cię nie kocha. - zaśmiał się ów basior - Sama tak powiedziała.
- Łżesz! - krzyknąłem, próbując wstać.
- A skąd, mogę ci nawet pokazać.
Warknąłem, robiąc groźną minę w jego stronę. Ten jednak znów się zaśmiał. Tym razem cicho, jakby nie do końca pewnie. Utworzył w powietrzu małą kulę. Widziałem w niej postać Silevery.
(żeby wszystko było jasne: "Silevera" to tak naprawdę tylko iluzja, która jest iluzjonistyczną iluzją, ale załóżmy, że Feroks myśli, iż jest ona tą prawdziwą.)
- O co chodzi Waru? - mruknęła.
Nawet na mnie nie spojrzała, nie zauważyła mnie!
- O tego lalusia. Powiedz mu, co o nim sądzisz, mi nie chce wierzyć. - mruknął.
Warknąłem w jego stronę. "Lalusia"? Wypraszam sobie!- Sila? - spytałem nieśmiało. Właściwie nie wiem dlaczego i po co.
- Ferox? Czemu leżysz na ziemi? Nie potrafisz się obronić, to żałosne... nie chcę basiora, który mnie nie obroni.
- Ale... o czym ty mówisz? - oczy mi się zaszkliły.
- Że z nami koniec! - krzyknęła, po czym jej wizerunek wraz z kulą zniknęły.
Wilk trzymający mnie pod łapą, drugą z nich wyczarował dziwny słoik i rozbił go na ziemi. Nastąpiła we mnie zmiana, a z rozbitego słoika wyleciał dziwny, czarny dym, który te zmianę miał przyspieszyć. Wleciał we mnie i osiadł na sercu. Moje szafirowe oczy znacznie wyblakły. Stały się pastelowo-błękitne. Basior mnie puścił. Podniosłem się. Grzywka opadła mi na czoło, lecz nie poprawiłem jej. Oklapła. Nie była już tak puchata i mglista jak wcześniej. Teraz dokładnie było widać każdej jej pasmo. To samo stało się z ogonem. Nie byłem tym samym Ferox'em to wcześniej. Już nie...
Silevera?
Przepraszam, że tak długo nie pisałam...
nie gniewaj się, potrzebowałam tego.
Od Azzai CD. Chinmoku
- Daj mi spokój, puściły mi nerwy. Muszę się uspokoić… - powiedziałam do basiora.
Przytuliłam się do niego. Wzdrygnęłam się. Nagle powstrzymałam łzy.
- Nie płacz. Nie jestem tego wart. Teraz po prostu się przytul, ponoć pomaga…. - powiedział z powagą basior. I do tego mogę się z nim zgodzić. Nie jest wart moich łez. Leżał sobie, a ja tu nieomal zawału przez gamonia dostałam. Obróciłam się i wtuliłam się we maskonura. Znów zaczęłam płakać. Ale w sumie on jedyny w całej watasze mnie zauważył. Tylko on ze mną rozmawiał. Co z tego, że mnie denerwował, ale poświęcał mi czas. Ale to i tak nie usunie wszystkich, rzeczy, które przez niego mnie spotkały. Niech sobie nie myśli, że gdy wyzdrowieje, będę go traktować jak, króla. Nie, nie. Skończą się głupie uśmieszki śmieszki. Miałam całą mokrą twarz, więc wytarłam ją w sierść pawiana. Nie mogłam przestać płakać. Ciągle myślałam, co by się stało, gdyby zmarł. Nikt, by nie miał dla mnie czasu.
- Dziękuję. – wyszeptał mi do ucha.
- Nie ma za co - powiedziałam, nadal płakałam. Nawet nie dosłyszałam co powiedział. Zaprzestałam płacz.
- Co, co, cooo! - powiedziałam szybko obracając głowę, przy czym sprawiłam mu ból, bo znów syknął. Ale teraz ważniejsze było to co powiedział. Basior tylko spojrzał na mnie pytająco. Chyba nadal nieuświadomił sobie, co właśnie zaszło.
- Ty.. - powiedziałam, bo to zdanie, było tak niemożliwe, że nie przechodziło mi przez gardło.
- Co zrobiłem? - spytał. Ten gamoń chyba nie wie naprawdę co powiedział.
- Podziękowałeś mi - powiedziałem z niedowierzaniem.
- Może - powiedział. Wtuliłam się bardziej w jego futro.
Przytuliłam się do niego. Wzdrygnęłam się. Nagle powstrzymałam łzy.
- Nie płacz. Nie jestem tego wart. Teraz po prostu się przytul, ponoć pomaga…. - powiedział z powagą basior. I do tego mogę się z nim zgodzić. Nie jest wart moich łez. Leżał sobie, a ja tu nieomal zawału przez gamonia dostałam. Obróciłam się i wtuliłam się we maskonura. Znów zaczęłam płakać. Ale w sumie on jedyny w całej watasze mnie zauważył. Tylko on ze mną rozmawiał. Co z tego, że mnie denerwował, ale poświęcał mi czas. Ale to i tak nie usunie wszystkich, rzeczy, które przez niego mnie spotkały. Niech sobie nie myśli, że gdy wyzdrowieje, będę go traktować jak, króla. Nie, nie. Skończą się głupie uśmieszki śmieszki. Miałam całą mokrą twarz, więc wytarłam ją w sierść pawiana. Nie mogłam przestać płakać. Ciągle myślałam, co by się stało, gdyby zmarł. Nikt, by nie miał dla mnie czasu.
- Dziękuję. – wyszeptał mi do ucha.
- Nie ma za co - powiedziałam, nadal płakałam. Nawet nie dosłyszałam co powiedział. Zaprzestałam płacz.
- Co, co, cooo! - powiedziałam szybko obracając głowę, przy czym sprawiłam mu ból, bo znów syknął. Ale teraz ważniejsze było to co powiedział. Basior tylko spojrzał na mnie pytająco. Chyba nadal nieuświadomił sobie, co właśnie zaszło.
- Ty.. - powiedziałam, bo to zdanie, było tak niemożliwe, że nie przechodziło mi przez gardło.
- Co zrobiłem? - spytał. Ten gamoń chyba nie wie naprawdę co powiedział.
- Podziękowałeś mi - powiedziałem z niedowierzaniem.
- Może - powiedział. Wtuliłam się bardziej w jego futro.
Maskonur?
piątek, 24 marca 2017
Od Azzai CD. Silevera
Jakieś brzydkie stworzenie, złapało szarawą waderę i uniosło w powietrze. Muszę coś zrobić. Wyczarowałam kamień i rzuciłam nim w potwora.
- Kto śmiał mnie rzucić - ryknęła, bo to chyba była wadera. Spojrzała się w moją stronę, ale ja siedziałam ukryta w krzakach. Zaczęła lecieć dalej. Kolejny kamień powędrował, ale tym razem walnął ją w głowę, chyba się wściekła.
- Pokarz się głupie stworzenie - położyła waderę na wysepce na środku wyspy na jeziorze lecieć w moją stronę. Widziała, mnie czułam to. Zaczęłam biec w stronę gór. Stwór podążał za mną.
- Zatrzymaj się głupcze - zaczęła się śmiać - nie masz szans mnie pokonać. Biegłam tak z 3 godziny, a stwór nie był w ogóle zmęczony. Ciągle myślałam o waderze na wyspie.
- I tak cię dorwę - powiedziała. Chyba zaczęło się jej to nudzić, ale nie odpuszczała. Upadłam. Stwór podleciał do mnie i zaatakował. Krew zaczęła lać się z mojego boku. Nie miałam już siły, ale miałam plan. Resztkami mocy udało mi się wyczarować głaz, który przygniótł skrzydło stwora. Zatrzyma ją to na trochę, ale i tak się uwolni, jest zbyt silna. Biegłam w stronę przeciwną do watahy, by ją zmylić. Gdy mnie już nie było widać, zawróciłam w stronę watahy, robiąc przy tym duży łuk. Wlokłam się. Stanęłam przed jeziorem. Dam radę, dopłynę do niej. Zaczęłam płynąć. Ledwo udawało mi się podnieść głowę. Zauważyłam waderę, nadal leżała. Może już nie żyła. Dopłynęłam do brzegu i padłam.
- Kto śmiał mnie rzucić - ryknęła, bo to chyba była wadera. Spojrzała się w moją stronę, ale ja siedziałam ukryta w krzakach. Zaczęła lecieć dalej. Kolejny kamień powędrował, ale tym razem walnął ją w głowę, chyba się wściekła.
- Pokarz się głupie stworzenie - położyła waderę na wysepce na środku wyspy na jeziorze lecieć w moją stronę. Widziała, mnie czułam to. Zaczęłam biec w stronę gór. Stwór podążał za mną.
- Zatrzymaj się głupcze - zaczęła się śmiać - nie masz szans mnie pokonać. Biegłam tak z 3 godziny, a stwór nie był w ogóle zmęczony. Ciągle myślałam o waderze na wyspie.
- I tak cię dorwę - powiedziała. Chyba zaczęło się jej to nudzić, ale nie odpuszczała. Upadłam. Stwór podleciał do mnie i zaatakował. Krew zaczęła lać się z mojego boku. Nie miałam już siły, ale miałam plan. Resztkami mocy udało mi się wyczarować głaz, który przygniótł skrzydło stwora. Zatrzyma ją to na trochę, ale i tak się uwolni, jest zbyt silna. Biegłam w stronę przeciwną do watahy, by ją zmylić. Gdy mnie już nie było widać, zawróciłam w stronę watahy, robiąc przy tym duży łuk. Wlokłam się. Stanęłam przed jeziorem. Dam radę, dopłynę do niej. Zaczęłam płynąć. Ledwo udawało mi się podnieść głowę. Zauważyłam waderę, nadal leżała. Może już nie żyła. Dopłynęłam do brzegu i padłam.
Silevera?
Od Silevery
Leciałam przed siebie. Nie chcę nic widzieć, ani słyszeć. A jednak, słyszałam śpiew ptaków, szum wiatru. Zamknęłam oczy po czym wzbiłam się wyżej. Otworzyłam je i zobaczyła piękny widok. Na ziemi nie można go było zobaczyć, ponieważ nocne niebo zakrywały chmury. Nad moją głową błyszczały miliardy gwiazd, a każda piękniej od drugiej. Zaparło mi dech w piersiach. Naprawdę, jest już późno i muszę wracać. Obowiązki czekają. Złożyłam skrzydła i zaczęłam spadać. Wpadłam w warstwę chmur, rozmywając ją lekko. Metr nad ziemią rozłożyłam skrzydła. Przede mną było jeziorko. Złożyłam odpowiednio łapy, po czym zaczęłam lądować. Ostatnio coś mi nie szło więc mogę mieć małe problemy. Moje łapy dotykały powierzchni wody, którą zaczęłam lekko rozchlapywać. Płynnie z jeziora przeskoczyłam na ląd. Ktoś zaczął mi klaskać. Odwróciłam się w jego stronę. Zamarłam z przerażenia. Tam stała moja matka. Jak zwykle na jej pysku malował się demoniczny uśmiech. Przełknęłam ślinę. Chciałam uciekać ale nie mogłam. Zaklęcie matki. Znałam je z dzieciństwa. Próbowałam zahipnotyzować Morgan, ale ona się na to uodporniła. Zawyłam na pomoc, ale ta po chwili cieniami zawiązała mi pysk.
- Ładnie to tak? - zapytała, robiąc dziwny wyraz twarzy. Zaczęła powoli do mnie podchodzić. Z mojego gardła wydobył się cichy jęk.
- Czyżby mój aniołek chciał coś powiedzieć? - spojrzała mi w oczy. Nienawidzę tego spojrzenia. Jej oczy był krwistoczerwone i błyszczały chęcią zemsty. Cienie na moim pysku rozmyły się.
- Matko, dlaczego to robisz? - po moim policzku spłynęła łza. Bałam się jej. Bałam się mojego brata, mojego ojca i innych demonów z watahy.
- NIE NAZYWAJ MNIE MATKĄ! - Morgan była wkurzona. Zaczęła podduszać mnie swymi cieniami.
- Pomocy! - krzyknęłam.
- A, a, a - wadera pokiwała placem (jeśli wilki mają palce). - Nikt cię nie uratuje! Nikt cię tu nie kocha.
- Ferox.. - wydyszałam.
-Ten laluś co tu dzisiaj latał? - prychnęła. - On nawet nie jest tobą zainteresowany.
- Ja... go... kocham... - szepnęłam. Morgan zaśmiała się złowieszczo.
- Tylko ci się tak wydaje. - wadera mocniej mnie poddusiła. Zaczęłam dyszeć. Każdy haust powietrza był teraz zbawieniem. Matka pozwoliła bym się ruszała. Chciałam odlecieć, więc rozłożyłam skrzydła i już miałam wzbić się w powietrze, ale moje skrzydła spętały cienie. Upadłam na ziemię.
- No co? Aniołeczek nie ma już siły? - spojrzała mi w oczy. Całe moje ciało spętała cieniami po czym "odcięła" dopływ powietrza do moich płuc. Zaczęłam się dusić.
- Prosz...szę ni... nie rób tego. - wydyszałam.
- Ale dlaczego? - w moich uszach usłyszałam demoniczny śmiech. Powoli robiło mi się ciemno przed oczami. Widziałam jak Morgan rozwija swoje cieniste skrzydła. Wbiła pazury w mój grzbiet i wzbiła się w powietrze. Ostatnie co widziałam to jakiś wilk patrzący w moją stronę. Wiem, gdzie matka mnie zanosiła. Do domu. Domu mojej rodziny. Zemdlałam.
- Ładnie to tak? - zapytała, robiąc dziwny wyraz twarzy. Zaczęła powoli do mnie podchodzić. Z mojego gardła wydobył się cichy jęk.
- Czyżby mój aniołek chciał coś powiedzieć? - spojrzała mi w oczy. Nienawidzę tego spojrzenia. Jej oczy był krwistoczerwone i błyszczały chęcią zemsty. Cienie na moim pysku rozmyły się.
- Matko, dlaczego to robisz? - po moim policzku spłynęła łza. Bałam się jej. Bałam się mojego brata, mojego ojca i innych demonów z watahy.
- NIE NAZYWAJ MNIE MATKĄ! - Morgan była wkurzona. Zaczęła podduszać mnie swymi cieniami.
- Pomocy! - krzyknęłam.
- A, a, a - wadera pokiwała placem (jeśli wilki mają palce). - Nikt cię nie uratuje! Nikt cię tu nie kocha.
- Ferox.. - wydyszałam.
-Ten laluś co tu dzisiaj latał? - prychnęła. - On nawet nie jest tobą zainteresowany.
- Ja... go... kocham... - szepnęłam. Morgan zaśmiała się złowieszczo.
- Tylko ci się tak wydaje. - wadera mocniej mnie poddusiła. Zaczęłam dyszeć. Każdy haust powietrza był teraz zbawieniem. Matka pozwoliła bym się ruszała. Chciałam odlecieć, więc rozłożyłam skrzydła i już miałam wzbić się w powietrze, ale moje skrzydła spętały cienie. Upadłam na ziemię.
- No co? Aniołeczek nie ma już siły? - spojrzała mi w oczy. Całe moje ciało spętała cieniami po czym "odcięła" dopływ powietrza do moich płuc. Zaczęłam się dusić.
- Prosz...szę ni... nie rób tego. - wydyszałam.
- Ale dlaczego? - w moich uszach usłyszałam demoniczny śmiech. Powoli robiło mi się ciemno przed oczami. Widziałam jak Morgan rozwija swoje cieniste skrzydła. Wbiła pazury w mój grzbiet i wzbiła się w powietrze. Ostatnie co widziałam to jakiś wilk patrzący w moją stronę. Wiem, gdzie matka mnie zanosiła. Do domu. Domu mojej rodziny. Zemdlałam.
Ktoś słyszący wycie Silevery? Pomocy....
Od Chinmoku CD. Azzai
Zacząłem powoli odzyskiwać świadomość. Głowa cholernie mnie bolała. Zalewała mnie na zmianę fala zimna i towarzyszące jej dreszcze, a raz fala gorąca. Otworzyłem delikatnie oczy. Chwila… czy to jaskinia Szczurka? Ah, no tak… sam do niej przyszedłem. Poczułem jakby coś, przykrywało mój grzbiet. Delikatnie uniosłem głowę, mimo bólu jaki mi to sprawiło, i zobaczyłem czyjś okrywający mnie ogon. Poprowadziłem swój wzrok za ogonem i ujrzałem śpiącego obok mnie Szczurka. Czy ona… zaopiekowała się mną? To kochane z jej strony. Spojrzałem na moje łapy, całe okryte były bandażami. Podobnie jak brzuch i czoło. Czułem jeszcze ból, ale na pewno nie tak wielki jak wcześniej. Spróbowałem wstać, ale nie udało mi się to, ze względu na dotkliwy ucisk w klatce piersiowej oraz bólu głowy.
- Chole** - mruknąłem do siebie.
- Maskonur? – wyszeptała, rozbudzająca się wadera.
Spojrzałem na nią. Wyglądała na zatroskaną.
- Ile już tak leżę?
- Dwie godziny.
Zamyśliłem się. Dwie godziny to dosyć długo… Musiałem nieźle oberwać.
- Musiałeś nieźle oberwać..
- Czytasz w myślach? – zdziwiłem się.
- N-nie, dlaczego? – sama też się zdziwiła.
Pokręciłem głową i znowu przeszył mnie ból. Zmarszczyłem brwi i syknąłem.
- Hey, wszystko dobrze? – zbliżyła się do mnie.
- Tak, tylko…
- Co Ci się stało? Pewnie znowu kogoś zaczepiałeś! Jak możesz być tak okrutny i złośliwy. Już naprawdę ja Ci nie wystarczam, tylko musisz dręczyć innych?!
- Czyżbyś była zazdrosna? – zapytałem zmulonym i obolałym głosem.
- Tylko jedno Ci w głowie. Idiota.
- Szczurek.
Wadera odwróciła ode mnie głowę obrażona. Pomyślałem, że nawet nie znam jej imienia. Śmieszna sytuacja. Ciekaw jestem, czy też zwróciła na to uwagę.
- Tak właściwie, to jak ty naprawdę masz na imię?
Zaskoczony wzrok wadery znowu spoczął na mnie.
- No tak, racja. Jeszcze nie znamy swoich imion. Jestem Azzai.
Hmm, ładnie.
- Chinmoku.
- Chinmoku?
Azzai parsknęła.
- Całkiem zabawne. – uśmiechnęła się delikatnie.
Odwzajemniłem ostrożnie uśmiech.
- Wracają, kto Ci to zrobił?
- Niedźwiedzica. – wbiłem wzrok w ścianę.
Tutaj waderę zamurowało. Wykrzywiła wzrok.
- Jak to niedźwiedzica?! Dałeś pobić się zwykłemu zwierzęciu?! Idiota!
- Nie miałem szans, zaatakowała mnie z zaskoczenia. – odparłem spokojnie.
- Czy ty masz w ogóle jakiś rozum?! Kim ty jesteś! Wilkiem czy małym, rasowym pieskiem! Mogłeś umrzeć! Jak to się skończyło, że jeszcze żyjesz….? – do oczu Azzai zaczęły napływać łzy.
Zdziwiłem się, widząc jej zaniepokojenie całą sprawą.
- Coś huknęło i wystraszyło ją…. – patrzyłem na waderę dużymi oczami.
- Całe szczęście! Gdyby nie to, ty byś… ty byś… - na jej polikach widoczne były spływające łzy. Obróciła się gwałtownie, plecami do mnie.
Wstałem ostrożnie i podszedłem bliżej płaczącej. Mimo bólu nie odpuściłem. Pierwszy raz ktoś się mną tak przejmuje. Położyłem swoją łapę na jej grzbiecie.
- Azzai..
- Daj mi spokój, puściły mi nerwy. Muszę się uspokoić…
Przytuliłem się do niej. Wyczułem drgnięcie jej ciała. Momentalnie wstrzymała łzy.
- Nie płacz. Nie jestem tego wart. Teraz po prostu się przytul, ponoć pomaga…. – moja twarz była bardzo poważna. Na moje policzki wpełzły delikatne rumieńce.
Azzai obróciła się i wtuliła się we mnie z płaczem. Pod wpływem nacisku jej ciała, znowu poczułem ból, ale to nie było w tej chwili ważne. Chociaż to mogę zrobić w podzięce za uratowanie mi życia.
- Dziękuję. – wyszeptałem jej do ucha.
Azzai? ;3
- Chole** - mruknąłem do siebie.
- Maskonur? – wyszeptała, rozbudzająca się wadera.
Spojrzałem na nią. Wyglądała na zatroskaną.
- Ile już tak leżę?
- Dwie godziny.
Zamyśliłem się. Dwie godziny to dosyć długo… Musiałem nieźle oberwać.
- Musiałeś nieźle oberwać..
- Czytasz w myślach? – zdziwiłem się.
- N-nie, dlaczego? – sama też się zdziwiła.
Pokręciłem głową i znowu przeszył mnie ból. Zmarszczyłem brwi i syknąłem.
- Hey, wszystko dobrze? – zbliżyła się do mnie.
- Tak, tylko…
- Co Ci się stało? Pewnie znowu kogoś zaczepiałeś! Jak możesz być tak okrutny i złośliwy. Już naprawdę ja Ci nie wystarczam, tylko musisz dręczyć innych?!
- Czyżbyś była zazdrosna? – zapytałem zmulonym i obolałym głosem.
- Tylko jedno Ci w głowie. Idiota.
- Szczurek.
Wadera odwróciła ode mnie głowę obrażona. Pomyślałem, że nawet nie znam jej imienia. Śmieszna sytuacja. Ciekaw jestem, czy też zwróciła na to uwagę.
- Tak właściwie, to jak ty naprawdę masz na imię?
Zaskoczony wzrok wadery znowu spoczął na mnie.
- No tak, racja. Jeszcze nie znamy swoich imion. Jestem Azzai.
Hmm, ładnie.
- Chinmoku.
- Chinmoku?
Azzai parsknęła.
- Całkiem zabawne. – uśmiechnęła się delikatnie.
Odwzajemniłem ostrożnie uśmiech.
- Wracają, kto Ci to zrobił?
- Niedźwiedzica. – wbiłem wzrok w ścianę.
Tutaj waderę zamurowało. Wykrzywiła wzrok.
- Jak to niedźwiedzica?! Dałeś pobić się zwykłemu zwierzęciu?! Idiota!
- Nie miałem szans, zaatakowała mnie z zaskoczenia. – odparłem spokojnie.
- Czy ty masz w ogóle jakiś rozum?! Kim ty jesteś! Wilkiem czy małym, rasowym pieskiem! Mogłeś umrzeć! Jak to się skończyło, że jeszcze żyjesz….? – do oczu Azzai zaczęły napływać łzy.
Zdziwiłem się, widząc jej zaniepokojenie całą sprawą.
- Coś huknęło i wystraszyło ją…. – patrzyłem na waderę dużymi oczami.
- Całe szczęście! Gdyby nie to, ty byś… ty byś… - na jej polikach widoczne były spływające łzy. Obróciła się gwałtownie, plecami do mnie.
Wstałem ostrożnie i podszedłem bliżej płaczącej. Mimo bólu nie odpuściłem. Pierwszy raz ktoś się mną tak przejmuje. Położyłem swoją łapę na jej grzbiecie.
- Azzai..
- Daj mi spokój, puściły mi nerwy. Muszę się uspokoić…
Przytuliłem się do niej. Wyczułem drgnięcie jej ciała. Momentalnie wstrzymała łzy.
- Nie płacz. Nie jestem tego wart. Teraz po prostu się przytul, ponoć pomaga…. – moja twarz była bardzo poważna. Na moje policzki wpełzły delikatne rumieńce.
Azzai obróciła się i wtuliła się we mnie z płaczem. Pod wpływem nacisku jej ciała, znowu poczułem ból, ale to nie było w tej chwili ważne. Chociaż to mogę zrobić w podzięce za uratowanie mi życia.
- Dziękuję. – wyszeptałem jej do ucha.
Azzai? ;3
czwartek, 23 marca 2017
Odchodzi
Niestety, tym razem z naszej watahy odchodzi wadera.
Powód: Decyzja właściciela.
Powód: Decyzja właściciela.
Cisza
"Jedno słowo, jedno bicie serca, a teraz powiedz czy umarłam.."
Nowy baisor - Kin!
Snow-body
Wiesz, że możesz mnie zjeść? Ale to by oznaczało kanibalizm.
Imię: Kin
Pseudonim: A czy da się skrócić jego imię?
Wiek: 4 lata
Płeć: Basior
Charakter: Kin to na ogół spokojny basior. Nie przebywa w towarzystwie wader, gdyż go bardzo irytują przez płacz i złamane serca, bo Kin nie potrafi dobrze dobierać słów. Kiedy znajdzie się już w otoczeniu samic stara się być miłym, lecz zwykle daje ciała, ponieważ z natury jest on złośliwy, ale nie wredny. Nie lubi, kiedy ktoś myli go z waderą, choć jest do tego przyzwyczajony, ale nigdy nikomu tego nie odpuścił. Do jego zainteresowań należy chemia, a także wyścigi. Zawsze zna wyjście z danej opresji, pomaga wilkom w potrzebie, gdyż tak nakazuje mu honor i obowiązek. Nie przepada za hałasem.
Wygląd: To basior o średnim wzroście, można powiedzieć, iż nie jest on typem silnego i dobrze zbudowanego basiora. Jego futro jest w kolorze ciemnej skały wymieszanej z fioletem. Pysk Kina jest biały, a oczy ma w kolorze fiołków. Uszy basiora są długie i ostre, zakończone czymś w rodzaju szpikulców z fura. Posiada on bardzo miękki i puszysty ogon, a na futrze w okolicach szyi ma białe i fioletowe kryształki.
Stanowisko: Czarny mag
Umiejętności: Intelekt: 9 | Siła: 3 | Zwinność: 8 | Szybkość: 5 | Magia: 10 | Wzrok: 5 | Węch: 5 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Kryształu
Żywioły: Kryształ, woda, cień
Moce: - Tworzenie i niszczenie kryształów o dowolnej wielkości,
- nadawanie kształtu kryształom,
- może widzieć przez wszystkie kryształy,
- oddycha pod wodą,
- woda jest mu posłuszna, choć przewagę mają Wilki Lodu i Wilki Wody,
- zmiana w cień,
- znikanie,
- wchodzenie duszą w inne wilki.
Rodzina: Kin miał normalną rodzinę, składającą się z rodziców brata i siostry. A oto ich imiona, w kolejności wyżej wymienionej:
- Mia,
- San,
- Avio,
- Nikaela.
Partner/ka: Nikt nie wie, kiedy to przyjdzie...
Potomstwo: Jak na razie, to nawet nie ma partnerki.
Historia: Kin żył do 3 roku życia z rodziną. Potem jak każdy młody basior powędrował w poszukiwaniu przygody i szczęścia. Raz walczył w bitwie, ale później odstawił bójki, ponieważ w walce zadano mu poważną ranę. W ostateczności zaczął szukać domu i znalazł Watahę Srebrzystej Mgły.
Przedmioty: 1 moneta z watahy, której nazwy nawet nie pamięta.
Głos: <posłuchajcie>
Właściciel: Zoyuma na Howrse, Nerys na Doggi
Powitajmy nową waderę - Afya!
Nieznany
"Dobro nie walczy ze złem, a leczy je..."
Imię: Afya
Pseudonim: Afy
Wiek: 3 lata 2 miesiące
Płeć: Wadera
Charakter: Afya z natury nigdy nie była zbyt "istniejącym" wilkiem. Gdzieś się zawsze chowała w cieniu, umykała przed wzrokiem innych. Dopiero w obecności swojego nauczyciela robiła się śmielsza i chętniejsza do rozmowy. Wtedy odkrywała swoją przyjacielską i radosną duszę. Niewielu poznało ją jednak od tej strony, z reguły chodziła wszędzie sama, bez niczyjego towarzystwa. Z tego powodu nie uzyskała takich cech jak szczerość czy śmiałość. Chociażby się nie zgadzała to i tak nie sprzeciwi się ani nie powie co myśli. Pogrąża się w myślach, kompletnie zapominając o rzeczywistości. Zyskała dlatego tylko jedną przyjaciółkę w swoim życiu - Ivy. Ta trochę ją ośmieliła i nauczyła "jak się rozmawia", w końcu była jej kompletnym przeciwieństwem. Dzięki tej przyjaźni poznała siebie w chociaż trochę większym stopniu. Dowiedziała się, że nie posiada za grosz cierpliwości i łatwo się denerwuje. Skutkuje to tym, że stała się bardzo emocjonalna aczkolwiek nie ukazuje tego w świetle dnia. Jeśli ma płakać to robi to z dala od wzroku innych.
Uważa jednak, że jej największą wadą jest nieufność, która wyewulowała ze zbytniej ufności. Chociażby chciała samą siebie zapewnić, że " tak, on/ona jest w porządku" to w głowie pojawiają się mroczne obrazy zdrady, obagdulstwa i innych krzywdzących wydarzeń. Podchodzi to trochę pod pesymizm ale ona uważa, że jest realistką.
A czy nadal istnieje w niej choćby kawałek tej samej, radosnej ukrytej wadery? Chociaż zdrada ją zraniła to wierzy, że ktoś znów zmusi ją do okazania swojej śmielszej natury. Jako argument można postawić jej troskę i chęć niesienia pomocy. Może kogoś nie znać ale jeśli wyczuje, że potrzebuje pomocy medycznej, ona bez wahania pomoże. Jako kolejny można przytoczyć jej lekko naiwny pogląd, że każdy ma w sobie ziarno dobra i trzeba po prostu " zmusić do zakiełkowania".
Chociaż na pierwszy rzut, jej charakter nie zachęca to warto spróbować z nią porozmawiać. Może odpowie i się ośmieli a może przymilknie. Pewne jest jedno, nigdy nie odpowiada błyskiem kłów czy pazurów...
Wygląd: Szczupła i drobna pod względem budowy. Los obdarzył ją jednak długimi kończynami, które umożliwiają jej wykonywać długie skoki i robienie o wiele większych kroków. Sierść o bieli czystego świeżego śniegu, pokryta błyszczącymi drobinkami lodu. W okolicy gardła ma ją trochę dłuższą a na ogonie tworzą długą kitę. Na głowie posiada nietypową cechę a mianowicie, włosy, również białe. Wszystko wieńczą lodowo błękitne oczy z długimi rzęsami.
Stanowisko: Medyk
Umiejętności: Intelekt: 5 | Siła: 1 | Zwinność: 10 | Szybkość: 5 | Magia: 10 | Wzrok: 6 | Węch: 6 | Słuch: 7
Rasa: Wilk Wody
Żywioły: Woda
Moce: Trójka - możliwość przemiany wody we wszystkie trzy jej stany skupienia ( stały-lód, ciecz- woda, gaz - para wodna) jednak nie ma władzy nad gazem i lodem. Wodą, wiadomo włada doskonale i jest to jej druga, najbardziej rozwinięta umiejętność.
Magia Krwi - jako iż w skład każdej istoty woda wchodzi w znacznym stopniu, wilczyca opanowała technikę przejmowania kontroli nad czyimś ciałem. Bardzo rzadko z tego korzysta a wręcz nigdy.
Uzdrawianie - woda z reguły kojarzy się z życiem. Afya pozyskała tą standardową umiejętność jako pierwszą, dlatego rozwinęła ją do wysokiego poziomu. Uzdrowi drobne jak i te poważniejsze rany, oczywiście nie jest cudotwórcą i nie wszystko jest zdolna zasklepić.
Suche Płuca - w jej płucach oprócz zwykłej tkanki są też te, które pochłaniają wodę, która się tam dostanie. Oczywiście nie mogą jej wchłonąć nie wiadomo jak dużo ale pozwalają pozostać pod powierzchnią wody do około dwóch godzin.
Połyskiwanie - podobnie jak woda, może błyszczeć. Najczęściej to widać w słońcu. Na jej futrze są osadzone drobne drobinki lodu, które czasem także służą za pancerz ale ich wytrzymałość jest niewielka.
Lodowa Gwiazda - unikalna umiejętność, którą zawdzięcza akurat naszyjnikowi, podarowanemu przez opiekuna. Gdy, go używa, on się skrzy i przed nią pojawia się lodowa gwiazda, która wykonuje jej tylko jedno polecenie. Może używać tego raz na dzień.
Rodzina:
Rodzice: Nie poznała, gdyż odkąd pamięta wychowywali ją magowie. Za swojego rodzica uznała jednak jednego z nich, który towarzyszył jej odkąd pamięta i uczył - Vico. Rodzeństwo: Biologicznego nie poznała, ale za swoich braci i siostry uważa inne wilki ze szkoły magów. |
Potomstwo: ----
Historia: Wychowywała się od szczenięcia w szkole magów. Jak tam trafiła, nie ma pojęcia. Przez te wszystkie lata po czujnym okiem opiekuna rozwijała swoje umiejętności. Żyło jej się naprawdę dobrze aż do momentu, gdy została wypędzona. Nie tylko ona ale i inni, wilczy mieszkańcy szkoły. Nie miała pojęcia dlaczego ale mając przed oczami maga grożącemu jej lodowym kosturem natychmiast utraciła ochotę aby tam powrócić. Przez kilka miesięcy trzymała się ze swoją najlepszą przyjaciółką - Ivy. Szybko jednak ich ścieżki się rozdzieliły a konkretniej zostały rozdzielone, przez śmierć. Niedźwiedź grizzly zaatakował je podczas polowania. Chociażby używały wszystkich swoich mocy, napastnik okazał się sprytniejszy i silniejszy. Jednym sprawnym ruchem zabił ją. Osamotniona trafiła do tej watahy. Liczy, że spotka ją być może lepszy los...
Przedmioty: Wisior z ikoną śnieżynki.
Głos: <KLIK>
Właściciel: Dzastafur
Inne: Afya wraz ze swoją najbliższą przyjaciółką, Ivy.
środa, 22 marca 2017
Od Azzai CD. Chinmoku
- Witaj, Szczurku… - powiedział, ktoś, wchodząc do jaskini.
Obróciłam się gwałtownie. W pierwszym momencie moja twarz okazywała grymas z powodu obecności pawiana w masce, ale zmienił się wraz z zaistniałą sytuacją.
- C-co ci się….? - powiedziałam, patrząc z troską na zalanego krwią basiora.
- Dużo by… mówić. - odpowiedział, podnosząc głowę.
- Pobiegnę po wodę i bandaże - powiedziałam, kierując się do końca jaskini. Po chwili basior padł. Opatrzyłam jego rany i je umyłam. Zaczął się trząść. Chyba dostał gorączki. Nie miałam wyboru. Przykryłam go moim ogonkiem i usiadłam obok niego. Siedziałam tak przez godzinę, starając się go zbudzić. Wszystko na nic. A co jak umrze. Co wtedy będzie? Kto chciałby marnować czas na mnie? Głupią, beznadziejną, szarą, bezużyteczną i małą waderę jak ja? A kto miałby zamiar mnie irytować? Bo przecież po co? Są lepsze zajęcia. A wrzucać mnie do wody? Nawet nie wiem, jak się ten basior nazywa. A w sumie, po co się mam nad nim użalać? Przecież ja go nienawidzę. I to ze wzajemnością. To co mam robić? A jaki jest sens życia? Po co ja się urodziłam? Może gdyby nie ja ktoś by żył? A czy on wie, jak się nazywam. Na pewno nie. Niech ten pawian nie umiera. Nie cierpię go, ale ten gamoń musi, żyć. Nie będę miała wtedy nawet wroga. Zaczęłam płakać.
- Nie umieraj.. - rzekłam cicho.
Obróciłam się gwałtownie. W pierwszym momencie moja twarz okazywała grymas z powodu obecności pawiana w masce, ale zmienił się wraz z zaistniałą sytuacją.
- C-co ci się….? - powiedziałam, patrząc z troską na zalanego krwią basiora.
- Dużo by… mówić. - odpowiedział, podnosząc głowę.
- Pobiegnę po wodę i bandaże - powiedziałam, kierując się do końca jaskini. Po chwili basior padł. Opatrzyłam jego rany i je umyłam. Zaczął się trząść. Chyba dostał gorączki. Nie miałam wyboru. Przykryłam go moim ogonkiem i usiadłam obok niego. Siedziałam tak przez godzinę, starając się go zbudzić. Wszystko na nic. A co jak umrze. Co wtedy będzie? Kto chciałby marnować czas na mnie? Głupią, beznadziejną, szarą, bezużyteczną i małą waderę jak ja? A kto miałby zamiar mnie irytować? Bo przecież po co? Są lepsze zajęcia. A wrzucać mnie do wody? Nawet nie wiem, jak się ten basior nazywa. A w sumie, po co się mam nad nim użalać? Przecież ja go nienawidzę. I to ze wzajemnością. To co mam robić? A jaki jest sens życia? Po co ja się urodziłam? Może gdyby nie ja ktoś by żył? A czy on wie, jak się nazywam. Na pewno nie. Niech ten pawian nie umiera. Nie cierpię go, ale ten gamoń musi, żyć. Nie będę miała wtedy nawet wroga. Zaczęłam płakać.
- Nie umieraj.. - rzekłam cicho.
Chinek?
Od Chinmoku CD. Azzai
Wybrałem się na samotną przechadzkę po Lesie Angae. Podziwiałem cudowne widoki drzew kołyszących się w rytm wiatru. Przystanąłem koło małego wodnego zbiornika, aby się napoić. Można powiedzieć, że uschło mi w gardle od droczenia się ze Szczurkiem. Uśmiechnąłem się. Ta wadera jest jak bomba. Jedno może nie do końca przyjemne dla niej słowo i BOOM! Dosyć łatwo wyprowadzić ją z równowagi. Dla mnie to dobra okazja do zabawy. W pewnym momencie poczułem jakby cos ciągnęło mnie za ogon. Obróciłem się gwałtownie. Stał tam mały niedźwiedź, który w zębach zaciskał mój ogon.
- Ładnie to tak? – zmarszczyłem brwi.
Mały niedźwiedź, zaczął jeszcze mocniej ciągnąć za mój ogon. Nie zaprzeczę, że bolało. Mimo dodatkowego oporu uniosłem się delikatnie w górę i pacnąłem niedźwiadka w nos. Ten wypuścił ogon i zaczął ryczeć.
- Uciszyłbyś się. Nie lubię hałasu.
Misiowy widocznie nie spodobało się to co powiedziałem, bo zmierzał w moim kierunku warcząc. Dodatkowo pacnąłem go ogonem.
- No już! Wracaj do mamusi!
Nagle moją uwagę zwrócił wielki cień zza moich pleców. Nie wyglądał na wilczy. Obróciłem się i dostałem łapą po pyszczku. Przewróciłem się. To dorosła niedźwiedzica, wróciła po swojego misia i chyba nie spodobały jej się moje igraszki. Rzuciła się na mnie z pazurami, nie miałem nawet czasu aby odpowiednio zareagować. Zaczęła rzucać mną na wszystkie strony, drapiąc i gryząc. Nie miałem siły zmienić się w cień. Patrzyłem tylko, oddając się bijatyce. Mój wzrok zaczął się rozmazywać, czułem, że zaraz zemdleję. W pewnej chwili rozległ się huk który spłoszył zwierzę. Leżałem zakrwawiony na ziemi. Co za upokorzenie…
- Nie będę tak tu przecież siedzieć.. – stwierdziłem.
Wstałem ostrożnie i począłem kroczyć w kierunku jaskini Azzai. Obolały uśmiech wpełzł mi na twarz. Ciekaw jestem jej reakcji. Po pewnym czasie, doszedłem do celu. Azzai siedziała w swojej jaskini.
- Witaj, Szczurku…
Wadera obróciła się gwałtownie. W pierwszym momencie jej twarz okazywała grymas z powodu mojej obecności ale zmienił się wraz z zaistniałą sytuacją. Wyglądała na przestraszoną.
- C-co ci się….?
- Dużo by… mówić.
Zemdlałem.
- Ładnie to tak? – zmarszczyłem brwi.
Mały niedźwiedź, zaczął jeszcze mocniej ciągnąć za mój ogon. Nie zaprzeczę, że bolało. Mimo dodatkowego oporu uniosłem się delikatnie w górę i pacnąłem niedźwiadka w nos. Ten wypuścił ogon i zaczął ryczeć.
- Uciszyłbyś się. Nie lubię hałasu.
Misiowy widocznie nie spodobało się to co powiedziałem, bo zmierzał w moim kierunku warcząc. Dodatkowo pacnąłem go ogonem.
- No już! Wracaj do mamusi!
Nagle moją uwagę zwrócił wielki cień zza moich pleców. Nie wyglądał na wilczy. Obróciłem się i dostałem łapą po pyszczku. Przewróciłem się. To dorosła niedźwiedzica, wróciła po swojego misia i chyba nie spodobały jej się moje igraszki. Rzuciła się na mnie z pazurami, nie miałem nawet czasu aby odpowiednio zareagować. Zaczęła rzucać mną na wszystkie strony, drapiąc i gryząc. Nie miałem siły zmienić się w cień. Patrzyłem tylko, oddając się bijatyce. Mój wzrok zaczął się rozmazywać, czułem, że zaraz zemdleję. W pewnej chwili rozległ się huk który spłoszył zwierzę. Leżałem zakrwawiony na ziemi. Co za upokorzenie…
- Nie będę tak tu przecież siedzieć.. – stwierdziłem.
Wstałem ostrożnie i począłem kroczyć w kierunku jaskini Azzai. Obolały uśmiech wpełzł mi na twarz. Ciekaw jestem jej reakcji. Po pewnym czasie, doszedłem do celu. Azzai siedziała w swojej jaskini.
- Witaj, Szczurku…
Wadera obróciła się gwałtownie. W pierwszym momencie jej twarz okazywała grymas z powodu mojej obecności ale zmienił się wraz z zaistniałą sytuacją. Wyglądała na przestraszoną.
- C-co ci się….?
- Dużo by… mówić.
Zemdlałem.
Azzai? No, co zrobisz? XD
sobota, 18 marca 2017
Od Chinmoku CD. Ciszy
Co jest nie tak z tą waderą? Jest dosyć dziwna, ale kłamałbym mówiąc, iż mnie odpycha. Podjąłem dobry wybór dołączając do tej watahy. Jest tu tyle ciekawych wilczków, każdy jest inny i na swój sposób specyficzny. Obejrzałem się po jej mieszkaniu.
- Ciekawie tu masz, nie powiem – rozłożyłem się na kanapie, przeciągając się jak kot.
~ Dziękuję. – odpowiedziała smutno, popijając herbatę.
- Często się uśmiechasz? – chciałem zmusić waderę do dłuższej konwersacji.
~ Serio pytasz? – spojrzała na mnie z wyrzutem.
- No a jak? Oczywiście! Chciałbym dowiedzieć się o tobie jak najwięcej. – nie spuszczałem uśmiechu z mojej twarzy.
~ Uhum – odwróciła się.
Zmarszczyłem brwi. Z nią naprawdę nie da się bawić.
- Jesteś dziewicą? -wypaliłem.
Wadera prawie wylała herbatę.
~ O co ty mnie pytasz?! – zarumieniła się.
- To co mi ślina na język przyniesie. – uśmiechnąłem się do niej ponownie. – Inaczej nie mogę zwrócić twojej uwagi.
~ Jesteś strasznie narcystyczny. Po za tym zachowujesz się jak szczeniak, który wymaga specjalnej uwagi. – tym razem to ona zmarszczyła brwi.
- Narcystyczny? Szczeniak?
~ Mam powtórzyć?
Prychnąłem pod nosem.
- Nie musisz. Pierwszy raz słyszę jakieś normalne wyzwiska niż tylko Maskonur.
~ Maskonur? – zdziwiła się, ale wyglądała na rozbawioną.
- Owszem. Pewna nieznośna waderka o imieniu Azzai mnie tak nazywa. I jak tu żyć? – pokręciłem głową.
~ Przezwisko widzę zasłużone. – pokierowała swój wzrok na moją maskę.
- Daj spokój Masochistko. – odwróciłem się z uśmiechem przed siebie.
Siedzieliśmy tak w ciszy popijając herbatę. Zaczęło się ściemniać.
- Chyba powinienem już iść. – wstałem z kanapy, odłożyłem pusty kubek po herbacie i ruszyłem w stronę wyjścia.
~ Oh, ok. – Cisza odprowadziła mnie do wyjścia.
- Może jeszcze tutaj zawitam. – puściłem do niej oczko.
Wadera wbiła wzrok w ścianę.
- Rozumiem, że odpowiedź brzmi: Tak.
~ Odbierz to sobie jak chcesz. – wzrok znowu jej posmutniał.
Ruszyłem w stronę zachodzącego słońca. Przyznam, że byłem lekko poruszony. To było dziwne. Poczułem się chciany w tym zamkniętym i chłodnym dla mnie społeczeństwie. Tylko ona przyjęła mnie tak ciepło jak żaden wilk przedtem. Nawet jeśli widziałem, że czuła się przy mnie skrępowana i poirytowana, nie rzucała mi w twarz wyzwiskami. Wytrzymała ze mną. Czy to przeznaczenie?
Cisza? Wiesz, że Chinmoku to po japońsku cisza? :D
- Ciekawie tu masz, nie powiem – rozłożyłem się na kanapie, przeciągając się jak kot.
~ Dziękuję. – odpowiedziała smutno, popijając herbatę.
- Często się uśmiechasz? – chciałem zmusić waderę do dłuższej konwersacji.
~ Serio pytasz? – spojrzała na mnie z wyrzutem.
- No a jak? Oczywiście! Chciałbym dowiedzieć się o tobie jak najwięcej. – nie spuszczałem uśmiechu z mojej twarzy.
~ Uhum – odwróciła się.
Zmarszczyłem brwi. Z nią naprawdę nie da się bawić.
- Jesteś dziewicą? -wypaliłem.
Wadera prawie wylała herbatę.
~ O co ty mnie pytasz?! – zarumieniła się.
- To co mi ślina na język przyniesie. – uśmiechnąłem się do niej ponownie. – Inaczej nie mogę zwrócić twojej uwagi.
~ Jesteś strasznie narcystyczny. Po za tym zachowujesz się jak szczeniak, który wymaga specjalnej uwagi. – tym razem to ona zmarszczyła brwi.
- Narcystyczny? Szczeniak?
~ Mam powtórzyć?
Prychnąłem pod nosem.
- Nie musisz. Pierwszy raz słyszę jakieś normalne wyzwiska niż tylko Maskonur.
~ Maskonur? – zdziwiła się, ale wyglądała na rozbawioną.
- Owszem. Pewna nieznośna waderka o imieniu Azzai mnie tak nazywa. I jak tu żyć? – pokręciłem głową.
~ Przezwisko widzę zasłużone. – pokierowała swój wzrok na moją maskę.
- Daj spokój Masochistko. – odwróciłem się z uśmiechem przed siebie.
Siedzieliśmy tak w ciszy popijając herbatę. Zaczęło się ściemniać.
- Chyba powinienem już iść. – wstałem z kanapy, odłożyłem pusty kubek po herbacie i ruszyłem w stronę wyjścia.
~ Oh, ok. – Cisza odprowadziła mnie do wyjścia.
- Może jeszcze tutaj zawitam. – puściłem do niej oczko.
Wadera wbiła wzrok w ścianę.
- Rozumiem, że odpowiedź brzmi: Tak.
~ Odbierz to sobie jak chcesz. – wzrok znowu jej posmutniał.
Ruszyłem w stronę zachodzącego słońca. Przyznam, że byłem lekko poruszony. To było dziwne. Poczułem się chciany w tym zamkniętym i chłodnym dla mnie społeczeństwie. Tylko ona przyjęła mnie tak ciepło jak żaden wilk przedtem. Nawet jeśli widziałem, że czuła się przy mnie skrępowana i poirytowana, nie rzucała mi w twarz wyzwiskami. Wytrzymała ze mną. Czy to przeznaczenie?
Cisza? Wiesz, że Chinmoku to po japońsku cisza? :D
piątek, 17 marca 2017
Od Azzai CD. Chinmoku
- Nara ci. Nie chcę cię już więcej widzieć! Pamiętaj o tym! – machałam do na niego łapą na pożegnanie z szerokim usatysfakcjonowanym uśmiechem.
- Chyba że chcesz, żebym machała ci chusteczką na pożegnanie - rzekłam ironicznie do basiora.
- Nie ma takiej potrzeby szczurku, ale masz do tego prawo, jeśli nie możesz się bez tego obejść, lecz wątpię, że taki leniuch jak ty chciałby machnąć chustką kilka prostych i łatwych gestów.
- Jak masz zamiar mnie znów irytować, to lepiej odejdź, gdzie pieprz rośnie.
- Nie zamierzam iść do Indii szczurku, panuje tam malaria, chyba nie chcesz, żebym zachorował? - powiedział, wycofując się do wyjścia z jaskini, robiąc często widniejącą na jego twarzy minę smutnego szczeniaka.
- Idź i niech cię komar ugryzie - powiedziałam, pod nosem, gdy znikł za wyjściem z jaskini.
Pacan z Manhattanu sobie poszedł, więc wybrałam się na spacer nad rzekę Flumile. Przypomniało mi się, że przez najścia tego głupiego, bezmyślnego pawiana, zapomniałam o jedzeniu. Muszę na coś zapolować, bo najprawdopodobniej umrę z głodu. Poszłam nad łąkę, ale nie było tam, żadnego zwierzęcia. Pewnie ten pawian wszystko tu upolował i się egoista z nikim nie podzielił. Tylko gdzie teraz coś upolować. Kierowałam się w stronę jakiegoś lasu, nad którym wisiała mgła. Mam nadzieje, że tu będzie, chociażby jakiś mały jelonek. Zauważyłam ofiarę.
- Chyba że chcesz, żebym machała ci chusteczką na pożegnanie - rzekłam ironicznie do basiora.
- Nie ma takiej potrzeby szczurku, ale masz do tego prawo, jeśli nie możesz się bez tego obejść, lecz wątpię, że taki leniuch jak ty chciałby machnąć chustką kilka prostych i łatwych gestów.
- Jak masz zamiar mnie znów irytować, to lepiej odejdź, gdzie pieprz rośnie.
- Nie zamierzam iść do Indii szczurku, panuje tam malaria, chyba nie chcesz, żebym zachorował? - powiedział, wycofując się do wyjścia z jaskini, robiąc często widniejącą na jego twarzy minę smutnego szczeniaka.
- Idź i niech cię komar ugryzie - powiedziałam, pod nosem, gdy znikł za wyjściem z jaskini.
Pacan z Manhattanu sobie poszedł, więc wybrałam się na spacer nad rzekę Flumile. Przypomniało mi się, że przez najścia tego głupiego, bezmyślnego pawiana, zapomniałam o jedzeniu. Muszę na coś zapolować, bo najprawdopodobniej umrę z głodu. Poszłam nad łąkę, ale nie było tam, żadnego zwierzęcia. Pewnie ten pawian wszystko tu upolował i się egoista z nikim nie podzielił. Tylko gdzie teraz coś upolować. Kierowałam się w stronę jakiegoś lasu, nad którym wisiała mgła. Mam nadzieje, że tu będzie, chociażby jakiś mały jelonek. Zauważyłam ofiarę.
Chinek? Pomysłu nie miałam :c
środa, 15 marca 2017
Od Chinmoku cd. Azzai
- To takie zabawne gdy wadera która nie potrafi chociażby podziękować, wypowiada się na temat savoir – vivre. – uśmiechnąłem się znacząco.
Wadera rzuciła mi tylko wymowne spojrzenie i prychnęła pod nosem.
- Śmieszny jesteś. To była próba zabójstwa, a nie pomocy.
- Ranisz mnie. Naprawdę chciałem pomóc. – w moim tonie można było wyczuć nutkę ironii.
Odkąd poznałem Azzai coraz częściej mam ochotę ją odwiedzać i jej dokuczać. Może to dlatego, że od dawna nie wchodziłem z nikim w głębsze relacje. A tu nagle zjawia się ona. Wadera której zawdzięczam chęć droczenia się i wyżywania psychicznym. Co do psychiki mam nadzieję, że ma silną, bo zabawa będzie mało satysfakcjonująca. Wielka byłaby szkoda, gdyby Szczurek wysiadł mi już trzeciego dnia. Przypatrzyłem się jej. Jej wzrok mówił sam za siebie. Wrażał: Spie*****j z mojej posesji. Jeszcze ją podręczę, i myślę, że na dzisiaj wystarczy. Jestem ciekawy jak długo wytrzyma.
- Mógłbyś proszę wyjść? – powiedziała przez zaciśnięte ze złości zęby.
- Czuję się niechciany – rzuciłem Azzie wymuszone, smutne spojrzenie.
- Masz bardzo dobre przeczucia, a teraz wyjdź za nim odgryzę ci narzędzie niedoszłej zbrodni.
- Oj, nie odgryzaj mi mojego ślicznego, puchatego ogonka. – momentalnie podniosłem ogon i zacząłem gładzić go łapkami.
- Zaraz zobaczysz moje możliwości, jeśli stąd nie wyjdziesz.
- Grozisz mi Szczurku? – zaśmiałem się.
- Tak. Można tak powiedzieć. A teraz wywalaj.
- Smutno mi teraz – zrobiłem najsmutniejszą minę jaką miałem – przecież nic ci nie robię.
- Wypad! I to w trybie natychmiastowym!
- Rety. Spokojnie, bo ci żyłka pęknie. – znalazłem się przy wyjściu z jaskini.
- No już. Opuszczamy lokal. – podeszła do mnie i zaczęła pchać mnie na zewnątrz.
- Oi nie pchaj mnie. – zmarszczyłem czoło.
- Muszę używać siły, bo słowa na ciebie nie działają – wadera pchała mnie coraz mocniej.
W końcu uniosłem się w powietrze, przez co Azzai upadła.
- I tak mam swoje zajęcia. Więc muszę się zbierać. Do zobaczenia Szczurku.
- Nara ci. Nie chcę cię już więcej widzieć! Pamiętaj o tym! – machała do mnie łapą na pożegnanie z szerokim usatysfakcjonowanym uśmiechem.
Wadera rzuciła mi tylko wymowne spojrzenie i prychnęła pod nosem.
- Śmieszny jesteś. To była próba zabójstwa, a nie pomocy.
- Ranisz mnie. Naprawdę chciałem pomóc. – w moim tonie można było wyczuć nutkę ironii.
Odkąd poznałem Azzai coraz częściej mam ochotę ją odwiedzać i jej dokuczać. Może to dlatego, że od dawna nie wchodziłem z nikim w głębsze relacje. A tu nagle zjawia się ona. Wadera której zawdzięczam chęć droczenia się i wyżywania psychicznym. Co do psychiki mam nadzieję, że ma silną, bo zabawa będzie mało satysfakcjonująca. Wielka byłaby szkoda, gdyby Szczurek wysiadł mi już trzeciego dnia. Przypatrzyłem się jej. Jej wzrok mówił sam za siebie. Wrażał: Spie*****j z mojej posesji. Jeszcze ją podręczę, i myślę, że na dzisiaj wystarczy. Jestem ciekawy jak długo wytrzyma.
- Mógłbyś proszę wyjść? – powiedziała przez zaciśnięte ze złości zęby.
- Czuję się niechciany – rzuciłem Azzie wymuszone, smutne spojrzenie.
- Masz bardzo dobre przeczucia, a teraz wyjdź za nim odgryzę ci narzędzie niedoszłej zbrodni.
- Oj, nie odgryzaj mi mojego ślicznego, puchatego ogonka. – momentalnie podniosłem ogon i zacząłem gładzić go łapkami.
- Zaraz zobaczysz moje możliwości, jeśli stąd nie wyjdziesz.
- Grozisz mi Szczurku? – zaśmiałem się.
- Tak. Można tak powiedzieć. A teraz wywalaj.
- Smutno mi teraz – zrobiłem najsmutniejszą minę jaką miałem – przecież nic ci nie robię.
- Wypad! I to w trybie natychmiastowym!
- Rety. Spokojnie, bo ci żyłka pęknie. – znalazłem się przy wyjściu z jaskini.
- No już. Opuszczamy lokal. – podeszła do mnie i zaczęła pchać mnie na zewnątrz.
- Oi nie pchaj mnie. – zmarszczyłem czoło.
- Muszę używać siły, bo słowa na ciebie nie działają – wadera pchała mnie coraz mocniej.
W końcu uniosłem się w powietrze, przez co Azzai upadła.
- I tak mam swoje zajęcia. Więc muszę się zbierać. Do zobaczenia Szczurku.
- Nara ci. Nie chcę cię już więcej widzieć! Pamiętaj o tym! – machała do mnie łapą na pożegnanie z szerokim usatysfakcjonowanym uśmiechem.
Azzai?
niedziela, 12 marca 2017
Od Gold
Właśnie chodziłam po Łące, cicho nucąc sobie jakąś melodię. Uniosłam głowę nieznacznie w górę, by móc przyjrzeć się płynącym białym obłoczkom. Piękna pogoda... Uśmiechnęłam się, przyspieszając swój chód do truchtu. Czułam, jak ogon kręci mi się na prawo i lewo w rytm stawiania moich łap. Zaczął wiać lekki wiaterek. Wzdrygnęłam się, czując go na swojej sierści. Aż ciarki mnie przeszły od tego chłodu. Skręciłam nieznacznie w lewo, dalej powoli truchtając. Zobaczyłam w oddali charakterystyczną linię z drzew, która kończyła tereny Łąki. Po kilku minutach ciągłego truchtu zwolniłam do normalnego chodu, przekraczając próg Lasu Angae. Mimo tego, że byłam tu od niedawna, zapamiętałam poszczególne nazwy terenów. W końcu, jako strażnik powinnam je pamiętać. Zobaczyłam przed sobą zwalone drzewo. Przyspieszyłam do delikatnego biegu, zbliżając się do kłody i płynnie ją przeskakując, na końcu lądując na łapy. Po skoku się zatrzymałam, spojrzałam za siebie na pień, po czym ruszyłam dalej wzdłuż ścieżki. Nic ciekawego się nie działo. Krzaki jagód, kałuże po wczorajszym deszczu, tu wiewiórka przebiegnie przede mną, by dostać się na drzewo obok. Usłyszałam łamiącą się gałązkę. Automatycznie odwróciłam się za siebie, skąd dany hałas pochodził. Stał tam mały jelonek, który po ujrzeniu mnie, ruszył uchem, po czym pobiegł w gęstwinę drzew. Uśmiechnęłam się chytrze, odwracając się i biegnąc tropem koziołka. Tylko... Co jelonek robi bez mamy? Może się zgubił? Potrząsnęłam przeczącą głową, odganiając od siebie te myśli. Muszę dogonić tego koziołka. Wyglądał całkiem smacznie... Jak na zawołanie, zaburczało mi w brzuchu, na co się lekko zaśmiałam. Zwolniłam, zatrzymując się w miejscu i uważnie nasłuchując. Cisza... Spróbowałam go wywąchać. Może jednak uda mi się go wyczuć. Gdy schyliłam głowę w dół, usłyszałam kolejną łamiącą się gałązkę. Nie myśląc zbytnio, automatycznie pobiegłam w tamtą stronę. Tam musi być ten jelonek! Dobiegłam na małą dziurę w środku lasu bez drzew. Na środku był tylko duży kamień, na którym siedział jakiś wilk, zajadający się koziołkiem, na którego sama miałam ochotę.
- No ej... - zaczęłam, podchodząc do wilka. Ten automatycznie odwrócił się w moją stronę. Popatrzyłam na zabite zwierzątko, po czym westchnęłam.
- No ej... - zaczęłam, podchodząc do wilka. Ten automatycznie odwrócił się w moją stronę. Popatrzyłam na zabite zwierzątko, po czym westchnęłam.
- To ja miałam ochotę na tego malca... - powiedziałam, lekko się smucąc.
- Podzielisz się? - spytałam, uśmiechając się niepewnie i robiąc krok w stronę zabójcy jelonka.
<Ktoś? Ktokolwiek? xd>
Nowy basior - Gekies!
Właściciel wilka
"Skoro największą zagadką pozostaje sekret życia, to największym odkryciem pozostaje śmierć?"
Imię: Gekies
Pseudonim: Kiedyś nazywany Geki, teraz kiedy jest już w podeszłym wieku woli by zwracano się do niego w pełnym imieniu
Wiek: 17 lat 2 miesiące
Płeć: Basior
Charakter: Można go nazwać szaleńcem, tak przynajmniej nazywają go inne wilki z watahy. Bardzo tajemniczy, rzadko kiedy opowie ci o czymś otwarcie. Używa bardzo dziwnego języka, podobno używany w jego rodzinnych stronach. Często można się zrozumieć co mówi jednak niekiedy zapomina się i mówi całe zdanie w ojczystym języku. Mimo jego specyficznego charakteru potrafi być naprawdę przyjaznym i wiernym przyjacielem. Mimo jego wręcz beznadziejnych umiejętności spróbuje uratować cię, nie ważne kto będzie przeciwnikiem. Warto wspomnieć o jego sposobie wysławiania się, jako że zna wiele prawd z przeszłości jest często odwiedzany. ZAWSZE wypowiada się tak by jego zdanie się rymowały, kiedy pytasz się o coś staruszka odpowie ci zagadką, wątpię byś kiedykolwiek dostała jednoznaczną odpowiedź. Posiada rozległą wiedze na temat alchemii, astronomii, astrologii oraz zielarstwa. Wilczur jest prawie całkowicie ślepy, jednak potrafi normalnie funkcjonować dzięki dobremu węchowi i pomocy jakiś przyjaznych bóstw.
Wygląd: Wilk ma bordowy kolor futra. Całe jego ciało zdobią ciemniejsze i jaśniejsze przebarwienia, gdyby był kotem można by go nazwać po części szylkretem. Rzecz która go wyróżnia to na pewno długi, puszysty i obficie porośnięty futrem ogon. Uszy są dość długie, a z ich środka wyrastają długie włoski. Staruszek ma ciemnozielone oczy, można raczej powiedzieć miał. Kiedyś spotkał się z pewnym jeleniem, nie był zwyczajnym rogaczem, był czarnoksiężnikiem. Młody i głupi wilk zaatakował przyjaznego wędrowca, ten za kare odebrał wzrok młodzikowi, jednak zwierzę to dało mu coś innego. Słuch i węch Gekiesa są wręcz wyborne, potrafi odróżnić stokrotkę od rumianku po samym zapachu. Teraz samiec ma oczy koloru zimowego nieba, inaczej to ujmując mają kolor zwany potocznie przydymionym niebieskim. Na jego prawym oku znajduję się blizna, a raczej dwie szramy zrobione przez borsuka. Inne blizny można dostrzec na prawym udzie, prawej łopatce, lewej przedniej łapie oraz na lewym policzku. Może się wydawać że bardzo łatwo pakuje się w kłopoty jest to jednak błędne przypuszczenie. Szramy powstały przez kilka niefortunnych spotkań z ścianami jego jaskini. Sam wilczur jest średniego wzrostu, ma długie i szczupłe łapy. Puszysty ogon oraz ogólnie przy długą i postrzępioną sierść. Jego pysk jest średniej długości, ma niewielkie i tępe zęby, które starły się podczas żucia przeróżnych ziół leczniczych.
Stanowisko: SZAMAN
Umiejętności:
Intelekt: 13 | Siła: 4 | Zwinność: 3 | Szybkość: 4 | Magia: 10 | Wzrok: 2 | Węch: 9 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Umysłu
Żywioły: Umysł, Podświadomość, Myśli
Moce: ~ Czytanie w myślach - Zdolność pozwalająca wilkowi zaglądać w myśli innych, nawet bez ich zgody.
~ Dekocentracja - Potrafi zrobić prawdziwy mętlik w głowie innego wilka, kiedy był młody często używał tej mocy. ~ Informacje od bogów - Dostaje wiele informacji i przepowiedni od boskich istot. Jako młody wilk nie wierzył w ich prawdziwość. Kiedy wydoroślał lub jakby to ujeli inni, zwariował. Zaczął na serio wierzyć w to co mówią mu te przepowiednie. ~ Sny z przyszłości - Czasem śnią mu się rzeczy których nie przeżył, wiedział jednak że kiedyś miały miejsce. Dzięki tej mocy wie bardzo dużo o rzeczach które miały miejsce wiele lat temu na tych ziemiach. ~ Obłęd - Jest to moc niezwykle wyczerpująca. Wilk potrafi przywołać najgorsze wspomnienia, sprowadzić na przeciwnika złe halucynacje albo nawet wkraść się do jego umysłu i szeptać mu okropne rzeczy. Wilk ranny lub zmęczony może nie przeżyć po użyciu tej mocy.
Rodzina: Matka - Lente
Ojciec - Herfs Brat - Somer
Partner/ka: Brak, jest szamanem. Uważa że jeśli zwiąże się z jakąś wilczycą jego moce osłabną.
Potomstwo: Brak
Historia: Wilk urodził się w odległej krainie, nigdy nie poznał jej nazwy. Nauczył się języka którym się tam posługiwano oraz jego kultury. Młody wilczek musiał jednak uciekać, jego matka zmarła w walce z wielkim skrzydlatym lwem. Ojciec zaś okazał się zdrajcą, który później zabił brata Gekiesa. Samotny błąkał się po terenach niczyich. Kiedyś spotkał pewnego przedziwnego rogacza. Jeleń przedstawił się jako strudzony wędrowca, młody nie słuchał potężnego zwierza, kierował nim głód. Skoczył na przybysza który okazał się czymś na wzór czarodzieja, za kare wilk stracił wzrok. Wtedy właśnie wyostrzył się jego zmysł węchu i słuchu. Po kilku latach trafił do tej watahy.
Przedmioty: Zazwyczaj nosi zaczepione na uchu pióro, jest koloru pomarańczowego. Uważa że jest to pióro feniksa, jednak każdy myśli że jakieś zwykłej papugi.
Głos: Jego głos jest zachrypły, jednak melodyjny co sprawia że historie które opowiada są milsze dla ucha. Jako że nie należy do młodych, energicznych wciąż przekrzykującuch się wilków zazwyczaj mówi cicho a jego ton sprawia że wypowiedzi brzmią, prawie zawsze jakby były zagadką.
Właściciel: kaia123
|
sobota, 11 marca 2017
Od Ciszy CD Chinmoku
Basior śledził mnie całą drogę. Kiedy w końcu stanęłam przed drzwiami i. Je otworzyłam - ukazał mi się.
- Możesz sobie zrobić krzywdę. - Powiedział wisząc nade mną.
Moja mina zgorzkniała.
~Odczepisz się?! - miałam ochotę to krzyknąć. Czy ten basior nie zna prywatności?
- Nie, jestem bardzo upierdliwy. - Uśmiechnął się złośliwie ukazując białe jak śnieg kły. Zmarszczyłam brwi.
Otworzyłam szerzej drzwi, by pokazać mu, że ma wejść. Szybko zrozumiał.
Wleciał do domu jak do siebie. O mało nie strącił lampy.
~Uważaj trochę! ~ Basior zatrzymał się w powietrzu. Szybko poprawił to, co popsuł i usiadł grzecznie na kanapę.
Poszłam do kuchni przygotować herbatę. Kiedy basior rozglądał się po domu, ja patrzyłam na jego czerwone ślepia.
Mogłam utopić się w tym morzu krwi. Były pięknie i uspokajałnie ich kolor.
Cisza! Rób herbatę.
Wybudził się z transu i zalałam herbatę wrzątkiem. Delikatnie stąpając po ziemi postawiłam dwa niebieskie kubki.
- Dziękuję. - basior Skinął głową spoglądając na mnie.
- hjhrhr... Niehrhr nema hrhr... - Próbowałam wydusić z siebie cokolwiek. Każde prychnięcie sprawiało mnie o piekielny ból.
- Wszystko okej? - Zapytał patrząc na mnie jak na debilkę.
Skinęłam jedynie głową.
"Ludzie mówią, że nie mamy duszy,
Ludzie mówią, że nie znamy łez.
Wilków z dziczy przecież nic nie wzruszy...
Wilk nie ma serca
Czy to prawdą jest?"
- Możesz sobie zrobić krzywdę. - Powiedział wisząc nade mną.
Moja mina zgorzkniała.
~Odczepisz się?! - miałam ochotę to krzyknąć. Czy ten basior nie zna prywatności?
- Nie, jestem bardzo upierdliwy. - Uśmiechnął się złośliwie ukazując białe jak śnieg kły. Zmarszczyłam brwi.
Otworzyłam szerzej drzwi, by pokazać mu, że ma wejść. Szybko zrozumiał.
Wleciał do domu jak do siebie. O mało nie strącił lampy.
~Uważaj trochę! ~ Basior zatrzymał się w powietrzu. Szybko poprawił to, co popsuł i usiadł grzecznie na kanapę.
Poszłam do kuchni przygotować herbatę. Kiedy basior rozglądał się po domu, ja patrzyłam na jego czerwone ślepia.
Mogłam utopić się w tym morzu krwi. Były pięknie i uspokajałnie ich kolor.
Cisza! Rób herbatę.
Wybudził się z transu i zalałam herbatę wrzątkiem. Delikatnie stąpając po ziemi postawiłam dwa niebieskie kubki.
- Dziękuję. - basior Skinął głową spoglądając na mnie.
- hjhrhr... Niehrhr nema hrhr... - Próbowałam wydusić z siebie cokolwiek. Każde prychnięcie sprawiało mnie o piekielny ból.
- Wszystko okej? - Zapytał patrząc na mnie jak na debilkę.
Skinęłam jedynie głową.
"Ludzie mówią, że nie mamy duszy,
Ludzie mówią, że nie znamy łez.
Wilków z dziczy przecież nic nie wzruszy...
Wilk nie ma serca
Czy to prawdą jest?"
Chin?
piątek, 10 marca 2017
Od Chinmoku cd. Ciszy
- Hey będę miał kłopoty ze spaniem, jestem zbyt wrażliwy na takie widoki.
- Huh? – wadera spojrzała na mnie zaskoczona swoimi błękitnymi oczyma.
Wisząc w powietrzu, uśmiechnąłem się do wadery.
- Jesteś masochistką? Po co się tniesz?
Wadera odwróciła tylko wzrok.
- Nie zrozumiesz tego…
- Jestem bardzo rozumnym basiorem na twoje szczęście – mrugnąłem do niej.
- Daj mi spokój.. – oczy wadery zaczęły błyszczeć się od nadpływających jej do kącików łez.
Zmarszczyłem brwi.
- E? Przecież dopiero zacząłem konwersację.
Niebieskooka zaczęła płakać.
- Powiedziałam, żebyś dał mi spokój! – powiedziała stanowczym głosem, po czym chrząknęła, jakby rozbolało ją gardło i zniżyła tony, . – Nie mam ochoty na gierki.
Podfrunąłem niżej ziemi i znalazłem się tuż przed waderą. Ta, z kolei próbowała ukryć łzy.
- Mogę znać imię mojego drogiego, masochistycznego kotka?
- Cisza. Jestem Cisza. – Cisza próbowała się jak najszybciej ulotnić.
- Oi, nie uciekaj. Jeszcze nie skończyłem.
Cisza nadepnęła mi na łapę wiszącą jakieś pięć centymetrów nad ziemią, czym sprowadziła mnie na powierzchnię.
- To bolało – zmarszczyłem brwi.
- Czego nie rozumiesz w zdaniu: Daj mi spokój? – Wadera była dosyć poddenerwowana, ale i tak mówiła dosyć cicho.
- Rety, z tobą naprawdę nie można się bawić…
- Pozwól mi odejść i pobyć w samotności – Cisza zaczęła szybkim tempem odchodzić.
- Dlaczego tak bardzo chcesz siedzieć w samotności? – zdziwiłem się. Ja sam nie potrafię znieść samotności przez dłuższy czas. To co powiedziała było dla mnie w pewnym sensie niezrozumiałe.
- Bardzo widać jakim jesteś rozumnym basiorem.
- Z takim podejściem łatwo nie zdobędziesz przyjaciół. Otwórz się na wilki! – uśmiechnąłem się szeroko.
Cisza zatrzymała się.
- I tak nikt nie będzie lubił takiego wilka jak ja. Po co komu taka przyjaciółka?
Zrobiło się niezręcznie. O co jej tak właściwie chodzi?
- Dlaczego tak sądzisz masochistko kochana?
- O to, że nikt nie będzie w stanie zrozumieć tego co czuję.
Spojrzałem krzywo na niebieskooką.
- Kim ty tak właściwie jesteś?
Zacisnęła powieki.
- Jestem nikim.. – znowu zaczęła odchodzić, ale powolnym krokiem.
Cisza zaciekawiła mnie nieco. Nie poszedłem za nią więcej, ale rozmyślałem nad zrozumieniem tej smutnej i melancholijnej wadery.
- Huh? – wadera spojrzała na mnie zaskoczona swoimi błękitnymi oczyma.
Wisząc w powietrzu, uśmiechnąłem się do wadery.
- Jesteś masochistką? Po co się tniesz?
Wadera odwróciła tylko wzrok.
- Nie zrozumiesz tego…
- Jestem bardzo rozumnym basiorem na twoje szczęście – mrugnąłem do niej.
- Daj mi spokój.. – oczy wadery zaczęły błyszczeć się od nadpływających jej do kącików łez.
Zmarszczyłem brwi.
- E? Przecież dopiero zacząłem konwersację.
Niebieskooka zaczęła płakać.
- Powiedziałam, żebyś dał mi spokój! – powiedziała stanowczym głosem, po czym chrząknęła, jakby rozbolało ją gardło i zniżyła tony, . – Nie mam ochoty na gierki.
Podfrunąłem niżej ziemi i znalazłem się tuż przed waderą. Ta, z kolei próbowała ukryć łzy.
- Mogę znać imię mojego drogiego, masochistycznego kotka?
- Cisza. Jestem Cisza. – Cisza próbowała się jak najszybciej ulotnić.
- Oi, nie uciekaj. Jeszcze nie skończyłem.
Cisza nadepnęła mi na łapę wiszącą jakieś pięć centymetrów nad ziemią, czym sprowadziła mnie na powierzchnię.
- To bolało – zmarszczyłem brwi.
- Czego nie rozumiesz w zdaniu: Daj mi spokój? – Wadera była dosyć poddenerwowana, ale i tak mówiła dosyć cicho.
- Rety, z tobą naprawdę nie można się bawić…
- Pozwól mi odejść i pobyć w samotności – Cisza zaczęła szybkim tempem odchodzić.
- Dlaczego tak bardzo chcesz siedzieć w samotności? – zdziwiłem się. Ja sam nie potrafię znieść samotności przez dłuższy czas. To co powiedziała było dla mnie w pewnym sensie niezrozumiałe.
- Bardzo widać jakim jesteś rozumnym basiorem.
- Z takim podejściem łatwo nie zdobędziesz przyjaciół. Otwórz się na wilki! – uśmiechnąłem się szeroko.
Cisza zatrzymała się.
- I tak nikt nie będzie lubił takiego wilka jak ja. Po co komu taka przyjaciółka?
Zrobiło się niezręcznie. O co jej tak właściwie chodzi?
- Dlaczego tak sądzisz masochistko kochana?
- O to, że nikt nie będzie w stanie zrozumieć tego co czuję.
Spojrzałem krzywo na niebieskooką.
- Kim ty tak właściwie jesteś?
Zacisnęła powieki.
- Jestem nikim.. – znowu zaczęła odchodzić, ale powolnym krokiem.
Cisza zaciekawiła mnie nieco. Nie poszedłem za nią więcej, ale rozmyślałem nad zrozumieniem tej smutnej i melancholijnej wadery.
Cisza? Wybacz, jeśli to co tutaj napisałam nie jest zgodne z charakterem Ciszy T_T Nie krzycz..
wtorek, 7 marca 2017
Nowa waderka - Eurus!
Autor nieznany
"What doesn't kill you, will make you stronger."
Pseudonim: Ju, Juri, Sherli
Wiek: 1 rok
Płeć: Wadera
Charakter: Eurus to nieco nieśmiała, o spokojnym temperamencie waderka. Jest dobrze wychowana, jednak czasami lubi poszaleć. Potrafi wybrnąć z praktycznie każdej sytuacji. Jest inteligenta i bystra. Uwielbia wyprawy w nieznane, długie spacery, chodzenie po drzewach. Jest uparta, lecz w porę potrafi ustąpić. Perfekcyjnie opanowała sztukę mówienia pół- prawdy. Zwykle kieruje się rozwagą. Jest typowym wzrokowcem. Zawsze wierna przyjaciołom, nie wyjawi żadnych sekretów, zawsze dotrzymuje obietnic. Lubi pomagać w razie potrzeby. Czasami jest leniwa, a gdy ma zły humor lepiej jej nie przeszkadzać. Łagodna z natury. Nauczyła się, że życie to nie bajka, lecz nawet w najgorszej osobie potrafi dostrzec dobro. Nie lubi być na długo w centrum uwagi. Śmieje się z byle czego, choć czasami tylko w myślach. Często niezdecydowana. Nie można oceniać jej z zewnątrz. Wytrwale dąży do postawionych sobie celów, jest bardzo ambitna. Nie łatwo wzbudzić w niej swoje pełne zaufanie. Jest wrażliwa na krzywdę. Pogardza egoistami i nienawidzi osób niewspółczujących. Stara się być miła i pragnie dla wszystkich jak najlepiej.
Wygląd: Sherli ma białe futro, a jej ogon, uszy, pyszczek i łapki są szare. Ma błękitne oczy, a na uszach kilka srebrnych kolczyków.
Stanowisko: Szczeniak
Umiejętności: Intelekt: 12 | Siła: 3 | Zwinność: 5 | Szybkość: 6 | Magia: 9 | Wzrok: 5 | Węch: 5 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Duszy
Żywioł: Dusza
Moce: - Może zmienić drugiemu wilkowi uczucia. Nie będzie ono jednak prawdziwe.
- Potrafi zmieniać swój wygląd; jest zmiennokształtna.
- Widzi duchy i demony i może z nimi rozmawiać.
- Telepatia
- Może rozmawiać z innymi zwierzętami.
Rodzina: Mama - Ahrey †
Tata - Hiro
Starsi bracia - Sudan, Samuel (Sam)
Starsza siostra - Sali
Historia: Kiedy mama Eu umarła, cała rodzina wyprowadziła się z jaskini i zaczęła wędrówki po lesie. Sherli zupełnie się załamała, ale tata powiedział, że kiedyś wszystko się wyrówna. I rzeczywiście. Odkryła swoją moc, rozmawiania z duchami
Głos: <klik>
Właściciel: Hw - ιииα иιż ιииι
poniedziałek, 6 marca 2017
Od Azzai CD. Chinmoku
Co ten pacan sobie myśli, wrzuca mnie do wody i nawet nie zamierza pomóc mi wyjść. Ogrzewa mnie swoim ogonem i uważa, że to wystarczy, abym się nie przeziębiła. Wróciłam do domu, drżąc.Położyłam się na posłanku, okrywając wszystkimi kawałkami koców i szmat, jakie znalazłam. Zasnęłam.
- Dzień dobry szczurku - powiedział pawian, bez otwierania oczu poznałam, że to on. Więc udałam, że śpię i rzuciłam go kamieniem leżącym poza jaskinią, za pomocą moich mocy.
- Nawet się nie przywitałaś, a już wyrażasz swoją agresję i nie kulturalność Szczurku - powiedział
- A czy to kultura wchodzić do czyjegoś domu nie powiadamiając właściciela o tym - powiedziałam nadal zaspanym głosem. Coś tam bełkotał o jakiś kulturach itp. ale go nie słuchałam i zasnęłam po raz drugi. Otworzyłam jedno oko, by zobaczyć czy pawian sobie poszedł. Nie było go, więc wstałam i wyszłam na łąkę. On tam już czekał.
- Nie ładnie zasypiać w towarzystwie szczurku, ale ze względu na moją kulturę nie zbudziłem cię.
- A ty jesteś kulturalny!
- A i owszem - powiedział dumnie.
- Czy do kultury można zaliczać budzenie w środku nocy, wrzucanie do wody i irytowanie mnie bez przerwy - prychnęłam. No nie, ten padalec zaczął mnie poważnie wnerwiać, więc się lepiej jakoś mądrze wypowie na swój temat, bo inaczej chyba się na niego rzucę.
Chinmoku?
Od Chinmoku cd. Azzai
- Nie drzyj się tak, bo zwierzęta straszysz – spojrzałem na waderę z typowym dla mnie uśmieszkiem.
- Masz mnie natychmiast wyciągnąć z tej wody! – źrenice wadery gwałtownie się zmniejszyły, a jej zęby zgrzytały ze złości.
- Ale z ciebie leniuch. Sama się stamtąd wydostań. Trochę ruchu nie zaszkodzi, przyznaj.
- Ale z ciebie dureń. – Azzai podpłynęła do brzegu rzeki i wyszła cała zmoczona. Patrzyła na mnie jakby zaraz miała się na mnie rzucić i pożreć w całości.
- Nie zimno ci?
- Och, nie! Skąd! Wprost przeciwnie! Aż promienieję! – szczególnie podkreśliła słowo ‘’promienieję’’.
Unosząc się w górze, patrzyłem na waderę wzrokiem zwycięstwa. W końcu zlitowałem się nad drżącą z zimna waderą i otuliłem ją bardzo ciasno ogonem. Azzai tylko spojrzała na mnie zdziwiona, po czym zaczęła się wykręcać z objęć cienistego ogona.
- Puść mnie maskonurze! – krzyczała.
-Dlaczego?
- Duszę się!
- A chcesz się rozgrzać?
- Duszę się! – krzyknęła ponownie coraz bardziej się wiercąc.
- A ja za to się świetnie bawię – oznajmiłem z uśmieszkiem.
Szczurek w końcu przestał się wiercić ze zmęczenia, a ja widząc to uwolniłem waderę z uścisku.
- Co ci odbiło idioto?! Jeszcze trochę a udusił byś mnie na amen! Morderca! – zdyszana siedziała na ziemi próbując odzyskać normalny oddech.
- Zimno ci?
- Czy ty sobie żartujesz? Ty nadal o tym?
- Zimno ci? – powtórzyłem pytanie.
- Oczywiście, że nie! Przez to wszystko tak się zgrzałam, że prawie oddychać nie mogę!
Uśmiechnąłem się tylko do zdenerwowanej wadery.
- I co się szczerzysz?! – krzyknęła.
- Nie ma za co
- Ha?
- Dzięki mnie nie jest ci zimno. Powinnaś mi dziękować.
Szczurek patrzył na mnie jak wryty. Jej mina mówiła więcej niż tysiąc słów. Jeszcze chwilę tak postaliśmy, aż w końcu stwierdziłem:
- No, nic tu po mnie – odwróciłem się w drugą stronę – nie mam czasu by dalej wtrącać się w twoje życie. Mam też swoje – mrugnąłem do Azzy, a ta nadal patrzyła na mnie zdziwiona.
Poszedłem w swoją stronę, zostawiając waderę samą przy stawie.
- Masz mnie natychmiast wyciągnąć z tej wody! – źrenice wadery gwałtownie się zmniejszyły, a jej zęby zgrzytały ze złości.
- Ale z ciebie leniuch. Sama się stamtąd wydostań. Trochę ruchu nie zaszkodzi, przyznaj.
- Ale z ciebie dureń. – Azzai podpłynęła do brzegu rzeki i wyszła cała zmoczona. Patrzyła na mnie jakby zaraz miała się na mnie rzucić i pożreć w całości.
- Nie zimno ci?
- Och, nie! Skąd! Wprost przeciwnie! Aż promienieję! – szczególnie podkreśliła słowo ‘’promienieję’’.
Unosząc się w górze, patrzyłem na waderę wzrokiem zwycięstwa. W końcu zlitowałem się nad drżącą z zimna waderą i otuliłem ją bardzo ciasno ogonem. Azzai tylko spojrzała na mnie zdziwiona, po czym zaczęła się wykręcać z objęć cienistego ogona.
- Puść mnie maskonurze! – krzyczała.
-Dlaczego?
- Duszę się!
- A chcesz się rozgrzać?
- Duszę się! – krzyknęła ponownie coraz bardziej się wiercąc.
- A ja za to się świetnie bawię – oznajmiłem z uśmieszkiem.
Szczurek w końcu przestał się wiercić ze zmęczenia, a ja widząc to uwolniłem waderę z uścisku.
- Co ci odbiło idioto?! Jeszcze trochę a udusił byś mnie na amen! Morderca! – zdyszana siedziała na ziemi próbując odzyskać normalny oddech.
- Zimno ci?
- Czy ty sobie żartujesz? Ty nadal o tym?
- Zimno ci? – powtórzyłem pytanie.
- Oczywiście, że nie! Przez to wszystko tak się zgrzałam, że prawie oddychać nie mogę!
Uśmiechnąłem się tylko do zdenerwowanej wadery.
- I co się szczerzysz?! – krzyknęła.
- Nie ma za co
- Ha?
- Dzięki mnie nie jest ci zimno. Powinnaś mi dziękować.
Szczurek patrzył na mnie jak wryty. Jej mina mówiła więcej niż tysiąc słów. Jeszcze chwilę tak postaliśmy, aż w końcu stwierdziłem:
- No, nic tu po mnie – odwróciłem się w drugą stronę – nie mam czasu by dalej wtrącać się w twoje życie. Mam też swoje – mrugnąłem do Azzy, a ta nadal patrzyła na mnie zdziwiona.
Poszedłem w swoją stronę, zostawiając waderę samą przy stawie.
Azzai?
niedziela, 5 marca 2017
Nowy basior - Haru!
"Życie jest proste. Albo masz wyje***e, albo przeje***e."
Imię: Haru
Pseudonim: ---
Wiek: 8 lat 4 miesiące
Płeć: Basior
Charakter: Pomimo jego dosyć przyjaznego wyglądu, jego charakter jest zupełnie inny. Przez swoją sytuację w rodzinie stał się bezdusznym potworem. Kiedy zabił swoich rodziców poczuł, że chce to zrobić jeszcze raz. Właśnie dlatego zaczął mordować nałogowo. Stało to się jego uzależnieniem. Zwykle zabija około jednego wilka miesięcznie. Najczęściej są to wadery. Jest dla nich kulturalny. Tak mu się przynajmniej wydaje. Uważa, że kiedy nazywa się jej chłopakiem i słodko do niej mówi jest miłe. Basior ma w głowie cały plan wydarzeń. Na początku je z nimi kolację, potem je gwałci, następnie torturuje, a kiedy już zginą z wycieńczenia zostawia mięso na uroczystą kolację dla kolejnej ofiary.
Ogólnie to Haru nie odzywa się za często do nieznajomych (oczywiście oprócz swoich ofiar). Jest bardzo zamknięty w sobie, a jeżeli ktoś spróbuje z nim zawrzeć znajomość, marny jego los (są wyjątki). Zwykle kiedy siedzi na polanie, oglądając wilki, myśli kogo porwać i jak to zrobić. Potrafi wyczuć kto będzie odpowiedni, ale jest mało takich wilków, dlatego często trwa to około tydzień.
Ogólnie to Haru nie odzywa się za często do nieznajomych (oczywiście oprócz swoich ofiar). Jest bardzo zamknięty w sobie, a jeżeli ktoś spróbuje z nim zawrzeć znajomość, marny jego los (są wyjątki). Zwykle kiedy siedzi na polanie, oglądając wilki, myśli kogo porwać i jak to zrobić. Potrafi wyczuć kto będzie odpowiedni, ale jest mało takich wilków, dlatego często trwa to około tydzień.
Wygląd: Wygląda bardzo łagodnie. Ma czarne, puszyste futro, które w nocy potrafi rozświetlić na różne kolory. Na swoim grzbiecie ma małe ciemne skrzydła. Jego oczy mają kolor szary.
Stanowisko: Zabójca
Umiejętności: Intelekt: 4 | Siła: 10 | Zwinność: 10 | Szybkość: 10 | Magia: 5 | Wzrok: 4 | Węch: 3 | Słuch: 4
Rasa: Wilk Śmierci
Żywioły: Śmierć i Zaświaty
Moce: - Potrafi zabijać, jak i torturować za pomocą umysłu.
- Rozmawia z demonami i duchami.
- Jest telekinetykiem i telepatą.
- Jak większość wilków ze skrzydłami, może latać.
- Rozmawia z demonami i duchami.
- Jest telekinetykiem i telepatą.
- Jak większość wilków ze skrzydłami, może latać.
Rodzina: Pff... zabił ich
Partner/ka: Dużo ich było...
Potomstwo: ---
Historia: Ta historia jest nudna. Zabił rodziców, a potem rozpoczął wędrówkę po lesie i znalazł watahę.
Przedmioty: Często nosi ze sobą talizman z krzyżem.
Głos: <kilk>
Właściciel: HW - ιииα иιż ιииι
Nowa wadera - Gold!
Autor nieznany
"Nadzieja jest wszędzie".
Imię: Gold
Pseudonim: Oprócz zdrobnień, takich jak „Goldi” czy „Goldiś” nie ma żadnych. Jest jednak otwarta na nowe propozycje.
Wiek: 4 lata 4 miesiące
Płeć: Wadera
Charakter: Gold to spokojna wilczyca. Nie lubi niepotrzebnych kłótni, jednak jak ktoś nie odpuszcza, to nerwy jej puszczają i sama wtrąca się do kłótni, głośno i wyraźnie wygłaszając swoje zdanie na dany temat. Często, gdy z kimś rozmawia, przewraca oczami bądź wzdycha, lubi użyć sarkazmu bądź ironii, chociaż sama nie odróżnia jednego od drugiego. Dla niektórych może być w ten sposób chamska, jednak ona ma taką naturę i tylko najsilniejsi psychicznie mogą z nią wytrzymać. Jest typem wilka, który najpierw robi, potem myśli, przez co nieraz wpakowała się w jakieś bójki z niedźwiedziami, które w sumie w większości wygrywała. Lubi czasem mówić do siebie, czuje wtedy, że ktoś jednak ją słucha i nie jest taka samotna, jak by się jej wydawało. Jest warta zaufania, jeszcze nikt nigdy się na niej nie zawiódł. Gold jest bardzo odważna, nie boi się ryzyka, jednak jeśli chodzi o pająki, to nie ma co z nią dyskutować. Dla niej te stawonogi mogłyby i umrzeć doszczętnie. Gdy tylko jednego zobaczy, może dojść do pisku, krzyku, płaczu, a raz nawet zemdlała, co nie było miłym doświadczeniem. Wadera nie boi się śmierci. Nieraz zadawała sobie pytanie, co się z nią stanie, gdy umrze, jednak nie widzi śmierci w jakimś złym kolorze, cierpliwie czeka, aż i ona ją dopadnie. Wbrew wszystkiemu jest bardzo wierna, nigdy nie zostawiłaby swoich przyjaciół w potrzebie, mimo że takich nie ma. Większość życia spędzone w samotności, w tym śmierć matki, potem siostry a niedźwiedzie nie były takimi przyjaznymi stworzeniami, jak na początku jej się wydawało. Nigdy nie smuci się i nie płacze z byle powodu. Zawsze musi mieć określony powód, dlaczego jest smutna, lub cel, do którego chce dążyć. Mimo tego wszystkiego nie ma dnia, w którym ktoś nie ujrzałby jej z uśmiechem na pyszczku. Często też sobie nuci jakieś piosenki, gdy wędruje po watasze. Łatwo ją doprowadzić do śmiechu, wystarczy się potknąć, zrobić coś głupiego a ona już się zaśmieje. Jak ktoś przesadzi, to można od niej usłyszeć dźwięk podobny do „hamującego traktora”, jak to kiedyś określiła jej siostra.
Wygląd: Gold to niezbyt wysoka wadera sięga niecały metr w kłębie. Posiada dosyć szczupłe ciało, w tym duże stojące uszy i długie łapy, dzięki którym może dojść wszędzie. Jej sierść jest w barwie ni to różu, ni to beżu z białym brzuchem i szyją oraz łatami, na grzbiecie w kształcie krzyża, jako „maska” na pyszczku oraz na łapach jako „skarpetki”, gdzie lewa przednia jest dłuższa. Ogon ma dosyć krótki w kolorze bardzo jasnego fioletu, co z długością zmienia się w bardziej róż. Włosy też ma w takich barwach, jednak one są już dłuższe od ogona, a sama Gold układa je w grzywkę na lewe oko, przez co ledwo je widać. I taki efekt w sumie chciała uzyskać, ponieważ widzi na nie trochę gorzej, niż na prawe. Dodatkowo mają ciemną, złotą barwę. Odziedziczyła ich kolor prawdopodobnie po ojcu, i to one dały sens jej imienia. Krzyże, które znajdują się pod jej oczami są od zawsze. Nie wie czy się z takimi urodziła, czy są bliznami, jednak wie, że boli ją, gdy je dotknie. Jej duże uszy ozdabiają po dwa czarne kolczyki, na wardze też ma dwa czarne, jak i pod oczami w postaci dwóch kropek.
Stanowisko: Strażnik
Umiejętności: Intelekt: 5 | Siła: 3 | Zwinność: 8 | Szybkość: 10 | Magia: 1 | Wzrok: 5 | Węch: 8 | Słuch: 10
Rasa: Wilk Mgły
Żywioły: Mgła, noc
Moce: Będąc szczeniakiem, Gold zawsze była najlepsza w zabawie, zwanej „chowanego”. Jako chowający, potrafiła naprawdę długo siedzieć ukryta, gdyż dzięki bardzo dobremu słuchowi zawsze słyszała, jak ktoś się do niej zbliżał, w czym również pomagał jej węch. Jako szukający zawsze wszystkich szybko wyszukała, używając głównie węchu. Właśnie… Dzięki węchowi może wyczuć każdą osobę w zasięgu kilometra od niej. W tym nawet i niewidzialne wilki. W jakiś sposób też umie je zobaczyć, jednak one muszą stanąć pod odpowiednim kątem padania słońca. Gdy nadchodzi noc, ma możliwość przemienienia się w swoją silniejszą formę. Wtedy staje się prawie dwa razy większa, a jej siła się podwaja, jednak zwinność maleje. Rzadko korzysta z tej formy, zwykle tylko do walk, jednak musi wtedy być noc. Jeśli rano utworzy się mgła, Gold ma możliwość za pomocą umysłu stworzyć z niej dowolne kształty. Pomaga jej to w walce, bo może stworzyć postać, na którą wilki dosyć łatwo się nabierają, a sama wilczyca może się też w niej ukryć.
Rodzina: Matka Kalisa, ojciec Harry oraz starsza siostra Lara. Niestety, wszyscy zmarli.
Partner/ka: Może kiedyś...
Potomstwo: Boi się, że nie będzie dobrą matką.
Historia: Urodziła się w małej jaskini, gdzieś bardzo daleko stąd. Ojca nigdy nie poznała, jednak nieraz matka i siostra opowiadały jej o nim. Był dzielnym, wysokim basiorem o ciemnej sierści ze złotymi oczami, które wadera odziedziczyła i to przez nie ma imię takie, jakie ma. Kilka miesięcy później, gdy Gold stała się odpowiednio duża, matka zabrała ją razem z Larą na naukę polowania. Wtedy spotkały człowieka, który do nich mierzył ze strzelby. Kalisa uratowała swoje córki, gdy te uciekały, biegnąc całkiem z tyłu. Od tamtego dnia dwie siostry żyły samotnie. Dopóki Lara nie poznała samotnego basiora o imieniu Vincent. Starsza wadera zakochała się w nim na zabój, więc gdy ten odrzucił jej uczucia, załamała się i postanowiła popełnić samobójstwo. Gold tamtej nocy nie mogła zasnąć, cały czas wpatrywała się w gwiazdy i zadawała sobie pytanie „Czemu?”. Następnego dnia znalazła ją niedźwiedzica, która sama straciła młode. Zamieszkały razem. Gdy wadera dorosła, postanowiła znaleźć miejsce, gdzie mogłaby poznać inne wilki. Któregoś dnia, podczas spaceru po lesie, spotkała Sileverę, zawędrowała za nią i tak postanowiła tu zostać.
Przedmioty: Nigdy nie rozstaje się ze swoim naszyjnikiem z wąsami, który dostała będąc szczenięciem, oraz z chustą w stylu galaxy, którą akurat zachowała po śmierci siostry, gdy ta ją porzuciła, by się zabić.
Głos: <kilk>
Właściciel: ZlotyPies (HW)
Inne zdjęcia: Gdy była mała: <kilk>
Wygląd: Gold to niezbyt wysoka wadera sięga niecały metr w kłębie. Posiada dosyć szczupłe ciało, w tym duże stojące uszy i długie łapy, dzięki którym może dojść wszędzie. Jej sierść jest w barwie ni to różu, ni to beżu z białym brzuchem i szyją oraz łatami, na grzbiecie w kształcie krzyża, jako „maska” na pyszczku oraz na łapach jako „skarpetki”, gdzie lewa przednia jest dłuższa. Ogon ma dosyć krótki w kolorze bardzo jasnego fioletu, co z długością zmienia się w bardziej róż. Włosy też ma w takich barwach, jednak one są już dłuższe od ogona, a sama Gold układa je w grzywkę na lewe oko, przez co ledwo je widać. I taki efekt w sumie chciała uzyskać, ponieważ widzi na nie trochę gorzej, niż na prawe. Dodatkowo mają ciemną, złotą barwę. Odziedziczyła ich kolor prawdopodobnie po ojcu, i to one dały sens jej imienia. Krzyże, które znajdują się pod jej oczami są od zawsze. Nie wie czy się z takimi urodziła, czy są bliznami, jednak wie, że boli ją, gdy je dotknie. Jej duże uszy ozdabiają po dwa czarne kolczyki, na wardze też ma dwa czarne, jak i pod oczami w postaci dwóch kropek.
Stanowisko: Strażnik
Umiejętności: Intelekt: 5 | Siła: 3 | Zwinność: 8 | Szybkość: 10 | Magia: 1 | Wzrok: 5 | Węch: 8 | Słuch: 10
Rasa: Wilk Mgły
Żywioły: Mgła, noc
Moce: Będąc szczeniakiem, Gold zawsze była najlepsza w zabawie, zwanej „chowanego”. Jako chowający, potrafiła naprawdę długo siedzieć ukryta, gdyż dzięki bardzo dobremu słuchowi zawsze słyszała, jak ktoś się do niej zbliżał, w czym również pomagał jej węch. Jako szukający zawsze wszystkich szybko wyszukała, używając głównie węchu. Właśnie… Dzięki węchowi może wyczuć każdą osobę w zasięgu kilometra od niej. W tym nawet i niewidzialne wilki. W jakiś sposób też umie je zobaczyć, jednak one muszą stanąć pod odpowiednim kątem padania słońca. Gdy nadchodzi noc, ma możliwość przemienienia się w swoją silniejszą formę. Wtedy staje się prawie dwa razy większa, a jej siła się podwaja, jednak zwinność maleje. Rzadko korzysta z tej formy, zwykle tylko do walk, jednak musi wtedy być noc. Jeśli rano utworzy się mgła, Gold ma możliwość za pomocą umysłu stworzyć z niej dowolne kształty. Pomaga jej to w walce, bo może stworzyć postać, na którą wilki dosyć łatwo się nabierają, a sama wilczyca może się też w niej ukryć.
Rodzina: Matka Kalisa, ojciec Harry oraz starsza siostra Lara. Niestety, wszyscy zmarli.
Partner/ka: Może kiedyś...
Potomstwo: Boi się, że nie będzie dobrą matką.
Historia: Urodziła się w małej jaskini, gdzieś bardzo daleko stąd. Ojca nigdy nie poznała, jednak nieraz matka i siostra opowiadały jej o nim. Był dzielnym, wysokim basiorem o ciemnej sierści ze złotymi oczami, które wadera odziedziczyła i to przez nie ma imię takie, jakie ma. Kilka miesięcy później, gdy Gold stała się odpowiednio duża, matka zabrała ją razem z Larą na naukę polowania. Wtedy spotkały człowieka, który do nich mierzył ze strzelby. Kalisa uratowała swoje córki, gdy te uciekały, biegnąc całkiem z tyłu. Od tamtego dnia dwie siostry żyły samotnie. Dopóki Lara nie poznała samotnego basiora o imieniu Vincent. Starsza wadera zakochała się w nim na zabój, więc gdy ten odrzucił jej uczucia, załamała się i postanowiła popełnić samobójstwo. Gold tamtej nocy nie mogła zasnąć, cały czas wpatrywała się w gwiazdy i zadawała sobie pytanie „Czemu?”. Następnego dnia znalazła ją niedźwiedzica, która sama straciła młode. Zamieszkały razem. Gdy wadera dorosła, postanowiła znaleźć miejsce, gdzie mogłaby poznać inne wilki. Któregoś dnia, podczas spaceru po lesie, spotkała Sileverę, zawędrowała za nią i tak postanowiła tu zostać.
Przedmioty: Nigdy nie rozstaje się ze swoim naszyjnikiem z wąsami, który dostała będąc szczenięciem, oraz z chustą w stylu galaxy, którą akurat zachowała po śmierci siostry, gdy ta ją porzuciła, by się zabić.
Głos: <kilk>
Właściciel: ZlotyPies (HW)
Inne zdjęcia: Gdy była mała: <kilk>
Subskrybuj:
Posty (Atom)